czwartek, 28 lipca 2011

Vivat Polonia frustrata



Po primo pierwsze: Żal dziewczyny. Jak jeszcze raz usłyszę o klubie 27 albo o tym, jak to media użalają się nad tym, że media (!!) Jej to zrobiły, to nie ręczę za swój żołądek i kolacja wyląduje na klawiaturze.
Primo secundo: obiecuję, że przez najbliższy tydzień nie użyję sformułowania "powstanie". Słowo harcerza.
A w ogóle, to z okazji zbliżającej się  - niczym plagi egipskie full HD i dolby surround - kampanii, tfu, wyborczej, uprzejmie proszę o minimum wysiłku i zaprzestanie mylenia pogladów libertariańskich z libertyńskimi, liberalnymi, liberalno-konserwatywnymi oraz konserwatywno-liberalnymi. Dziękuję za uwagę.
Podsumowująć: ledwo zipię, choć staram się żyć slow.
Człowiek zajęty nie żyje, choć z boku wydaje się, że żyje bardziej niż leń (Marcin Fabjański, właśnie odkryty przeze mnie filozof - polecam. Zwłaszcza cały, półstronicowy wywód o człowieku zajętym. Nie przytoczę, czasu nie mam.)
Nie będę znów rozkminiać mego ambiwalentnego stosunku do bandyty o twarzy poety i do jego, pożal się, wokalu. Ale teksty trafiają w sam środek sedna.


Jak mawiał niejaki Seneka, nieszczęśliwym się jest tylko w porównaniu z innymi.

I'm happy. It's my decision.


Dobranoc się z Państwem.

poniedziałek, 18 lipca 2011

List do M


Poniedziałek, wczesny świt, śniadanie.
Junior, patrząc tępym, zaspanym okiem w kanapkę i dziabiąc ją paluchem: Maaamoooo, a wies ze jest taki zespół Dzem?
Królewna (szeptem): Gupi, mama na pewno to wie!
Mama: Wiem, synku, włączyć?
J: Tak!
J, po chwili: Fajne, nie? Maaamoooo, a będą na ofie?
M: Nie.
J: Gupi są.
Minęło pół miseczki muesli.
K: A ja wiem, cemu cujemy smak! Bo mamy w buzi takie dziulki smakowe!
J: Gupia! Jak sie ma w buzi dziulki to sie idzie do dentysty na odkuzanie lobaków!

Jedyną osobą w tym gupim towarzystwie o której IQ się niepokoję, byłam oczywiście ja. W związku z czym postanowiłam zająć się rozwojem osobistym w postaci home-made testu psycho. Utkłam byłam jednak na pytaniu nr 4 i pytaniu nr 5. Cytuję:
4. Twój ulubiony program w telewizji to:
a. "Top model"
b. "Familiada"
c. "W ukrytej kamerze"
d. "Gala walk bokserskich"
e. "Pytanie na śniadanie"
5. Widziałabyś się w serialu:
a. "Słoneczny patrol"
b. "Plebania"
c. "Trzecia planeta od słońca"
d. "Pitbull"
e. "Moda na sukces".
Kosmici apelują do Ziemian: ponieważ jesteśmy z innej chyba planety, pal sześć której od Słońca, bardzo prosimy o pomoc. Kto mnie zna, niech pomoże. Z wymienionych tytułów tylko "Moda na sukces" mnie się obiła o ucho. O oko raczej już nie. Pytanie konkursowe brzmi: CO LUBIĘ W TV oraz GDZIE SIĘ WIDZĘ?! 
(Widziałabym się w roli Starbuck w "Battlestar Galactica" ale w tej nowej, gdzie Starbuck, jak Kopernik, jest kobietą. Sis i Pępkowaty bąknęli kiedyś coś o Lisie C, ale House MD nie załapał się do testu. Więcej seriali nie pamiętam.)
Jeśli nie przejdę tych dwu pytań, mój rozwój osobisty spali na panewce.
I czyja to bedzie wina?!

piątek, 15 lipca 2011

The strength. The sound. The songs.

Zostawszy właścicielką fabryki, zaczęłam generować koszty. Na razie głównie koszty kawy oraz herbaty. Kawa dla mnie, herbata dla interlokutora wysłuchujacego moich pomysłów. Generalnie wszystkie pomysły można posegregować na rzeczy, które
- umiem
- wydaje się że umiem
- umiem i chcę robić, ale nie wiadomo czy na chleb będzie....
- umiem, nie chcę robić, ale dają kasę
- umiem, chcę, kasy nie dają
- wydaje się ze umiem, chcę, ale...
itd.
Listowanie w postach to też chyba dowód na to, że staram się nieco poukładać w swojej łepetynie.
Oprócz segregowania własnych pomysłów, posegregowałam relacje. Odnalazłam ludzi sprzed lat piętnastu, z którymi dzielimy częstotliwość fali mózgowej. Oni się zmienili, ja się zmieniłam, ale wciąż nosimy ten sam numer buta, więc wchodzimy w swoje życie znowu, z tą sama czystą, zdystansowaną radością. Ludzie, z którymi i dla których lubiłam pracować, nawet za marniutkie grosiki. Szkoda, że teraz się tak nie da. Przeglądam różne fejsy i złote linie, i myślę, z kim chciałabym pracować. Ludzie, którym ufam, ludzie, z którymi relacje sa rewelacje, ale z drugiej strony jakby się coś skwasiło, bo wiadomo, Winnetou, jak to w byznesie, to serce mi pokrwawi, ale bić nie przestanie. I co? I wychodzi na to, że ja fajna jestem. Że z kim pracować jest. Że każdy niewykluty do końca pomysł będzie miał niewielkie, ale gorące stadko do wysiadywania i ogrzewania. Paraliżujaca mnie panika i wizja kredytu przeistaczajacego się w najgorsze monstrum o północy, pożerajace cały mój świat, nieco bledną. Siła jest w ludziach i interakcjach. Nie mogę się doczekać powrotu Siostry z Wyspy-Na-Której-Rosną-Funciaki. Brak mi jej obecności, nie wiem, czy bez Niej mózg mi działa prawidłowo.
Żeby jeszcze jakiś argentyński milioner zechciał mnie posponsorować, bo przecież kapitał się przyda...
Z braku jednak milionera, po kilku dniach przekonywania z róznych stron, nieco stłamsiłam libertariański honor i zasady, co są zazdrosne i zaborcze, i rzuciłam okiem na sprawę dotacji, tfu, mumijnych. Dotacje są komunistyczne. Dotacje są feministyczne. Dotacje są dla kobiet, ale raczej niuniek. Nie potrafię niuńką być. Należy być od 3 miesięcy co najmniej bezrobotną, lub wracać z urlopu macierzyńskiego, należy mieć mało albo dużo lat, byc z małego miasta, czekać na dotację kwartał albo i pół roku, oraz, last but not the least, nie można sobie poradzić za dobrze. Rozwaliło mnie to na łopatki dokumentnie. Znaczy, należy być miernym, biernym, markować biznes przez rok za mumijne, czyli nolens volens moje, pieniądze, bo jak się po roku wykaże za dobre wyniki w stosunku do biznesplanu, to znaczy, że jest się świetnym i że dotacja została zmarnowana - należała się komuś mniej zaradnemu. I wtedy trzeba oddać. Znacie mnie, wiecie co i gdzie mi opadło. Pomijam warunki dotacji.... jak ma wyżyc matka z trójką dzieci przez trzy miesiące z zasiłku? No chyba że ktoś mi użyczy materiału genetycznego w celu pójścia na macierzyński, sumując naturalne i mumijne okresy oczekiwania plus kodeks pracy chroniący wszak macierzyństwo oraz rodzinę, dałoby radę. Oferty z wynikami badań oraz stanem konta...
A może jednak niekoniecznie....
Równolegle do przechodzonej rewolucji umysłowej w zawodowych modułach kory mózgowej, życie zmusza mnie do przetasowania danych w innych partycjach. Co dowodzi tezy o integralności człowieka, a nawet kobiety, i niemożności oddzielenia osobowości zawodowej od prywatnej.
Nie muszę sama sobie radzić. To proste zdanie powoduje przewrót iście kopernikański. Uczę sie siedzieć i patrzeć, jak spalone nagłym zwarciem gniazdko elektryczne (imaginujcie sobie, z moją fobią elektryczną!) oraz rozszczelnione rurki i wężyki pod zlewem wymieniaja męskie dłonie. Nie moje. Nie muszę! Teraz uczę się wyrażać podziękowania jasno, stanowczo, raz. I nie mieć wyrzutów sumienia, że Ktoś coś za mnie zrobił. Zrobił dla mnie. Bo tak, bo mnie lubi, bo chciał, mógł, umiał. A ja  n i e  m u s z ę poradzić sobie ze wszystkim. A w każdym razie n i e  s a m a.

Wdzięczność i nadzieja, nieznacznie podszyte lękiem. Taki stan.
Cytat z Wieszcza:
Niewolnicy wszędzie i zawsze niewolnikami będą – daj im skrzydła u ramion, a zamiatać pójdą ulice skrzydłami.

Mój cel: nie zdegradować własnych skrzydeł do poziomu korporacyjnej ulicy, na której właśnie włączyłam migacz i zabieram się do manewru skrętu w boczną, ale urokliwą uliczkę. Unosząc się na poziomie kwitnących drzew czereśni. A do tytułu tytułowej płyty dodałabym the soul

czwartek, 7 lipca 2011

A functioning cog in some great machinery

I was raised up believing I was somehow unique
Like a snowflake distinct among snowflakes, unique in each way you can see
And now after some thinking, I'd say I'd rather be
A functioning cog in some great machinery serving something beyond me

But I don't, I don't know what that will be
I'll get back to you someday soon you will see

What's my name, what's my station, oh, just tell me what I should do
I don't need to be kind to the armies of night that would do such injustice to you
Or bow down and be grateful and say "sure, take all that you see"
To the men who move only in dimly-lit halls and determine my future for me

And I don't, I don't know who to believe
I'll get back to you someday soon you will see

If I know only one thing, it's that everything that I see
Of the world outside is so inconceivable often I barely can speak
Yeah I'm tongue-tied and dizzy and I can't keep it to myself
What good is it to sing helplessness blues, why should I wait for anyone else?

And I know, I know you will keep me on the shelf
I'll come back to you someday soon myself

If I had an orchard, I'd work till I'm raw
If I had an orchard, I'd work till I'm sore
And you would wait tables and soon run the store

Gold hair in the sunlight, my light in the dawn
If I had an orchard, I'd work till I'm sore
If I had an orchard, I'd work till I'm sore
Someday I'll be like the man on the screen
Po mojej stronie monitora kupka konfitury wiśniowej, powstałej na skutek koncertu Fleet Foxes. Najczystszy dźwięk, najwspanialszy, niepoprawiany studyjnie zbiór autentycznych talentów. Rozjechali mnie walcem. Kiedy po lewej nad jeziorem zachodziło słońce, rozpłakałam się - co w zasadzie koncertowo nie zdarzyło mi się od Marizy (aczkolwiek cześciej płaczę słuchając muzyki niż oglądajać wyciskacze).

***
Zostałam dziś właścicielką firmy o perwersyjnie cukierniczej nazwie, jedną nogą wciąż bedąc trybikiem. Mam nadzieję że mnie to nie rozedrze wpół.  
Wpisując klasyfikacje działalności miałam nie lada problem, i osiem pań w jednym okienku zapewne także nie wiedziałoby, jak oznaczyć moje zamierzone poczynania. Robiąc sobie jednoosobowy brain hurricane (prawie mind storm) doszłam bowiem do konkluzji, że najlepiej sprawdziłabym się w działalnościach spoza PKD, mianowicie jako
-celebrytka
-skandalistka
-ozdoba leżąca
-ozdoba pachnąca
-ozdoba wyglądająca
-ozdoba leżąca, pachnąca i wyglądająca (promocja 3 w 1)
-zawodowy czytacz książek
-profesjonalny słuchacz muzyki
-charyzmatyczna (jednoosobowa, ale wydajna!) loża szyderców.

Kto zapłaci więcej?

wtorek, 5 lipca 2011

Jeszcze będzie przepięknie....

Chcesz wiedzieć jak Blondie wspiera swą siostrę?! Tylko teraz, tylko u Wiśni!!! Po prostu kliknij w link!
Konkluzja w samo sedno. To alibi to do mnie, czy do Poppy?!
Co to jest to coś na "o" oraz na "r"?!

poniedziałek, 4 lipca 2011

Upokarza mnie

Nagabywana pozablogowo przez Okruszynę postanowiłam użyć maszyny do pisania, pamiętającej zapewne Marka Twaina*, aby donieść, że jednak łeb mi urwało. Odpadł, mimo użycia czerwonego szaliczka**. Co oznacza:
- wytrącenie Wiśni ze strefy komfortu (Wiśnia umarła ze śmiechu, co to za komfort pod kołderką która ledwo, po akrobatycznych wygibasach, do 15 starczała.....)
- poszukiwanie pracy
- pracę na wykończeniu, która mierzi, ale kodeks pracy trza szanować choćby dla pozoru
- paniczne szukanie pomysłu na działalność, która na razie ma  tylko nazwę niczym cukiernia
- wielką dozę strachu przed demonami którym na imię Regon, Zus i Fiskus 
- strach, panikę, upokorzenie, komornika, windykację, głód, życie pod mostem, patolgie pełną gębą
- z pozytywów tylko wino z Lidla, za 6,99, smakujące jak takie za 45,99 - co sprawdziłam lejąc rzewne łzy w sobotnią noc (Wiśnia upija się na smutno, jak wiadomo, oraz wczorajszość sie objawiła tym razem w formie sięzawieszania z niewyspania, co można uznać za Wiśniową formę kaca, jeśli komuś zależy). wino jest pozytywne, bo znaczy, że zostanie skończonym żulem co pije wino i korzysta z opieki społecznej nie będzie mnie kosztowało zbyt drogo. Znaczy, bedzie dobrze. Społeczeństwo sie zlituje nad rodzina patologiczną, wykolejoną matką, co sobie w życiu nie radzi, tylko pije. Dzieci dostaną darmowe paczki na święta i obiady. No chyba że spojrzę łaskawym okiem na brzuchatego taksiarza o IQ równie niskim jak poziom samokrytycyzmu. Rzeczony nie może wyjść z podziwu, że ja, sfrustrowana wszak (jakżeby inaczej), samotna kobieta, nie zapałałam entuzjazmem na złożoną mi wprost propozycję związku wolnego (ale za to z szybką jazdą), gdyż żony nie posiada, coby go nie rozumiała i wcale ze sobą nie śpią, a w oczach swych własnych jest seksowny oraz bogaty i noprzecieżjasiękobietąopiekowaćmogę. Szanowna redakcjo, co robić?
A poważnie: tytuł pochodzi od genialnego wykonania miernego wiersza nielubianego poety. Wykonanie dostepne pod linkiem w tytule, gdyż niedostępne inaczej.

Hołd niniejszym składam Siostrze Bliźniaczce***, Panu Brzytwie oraz Dzieciom Pożyczonym. Ja z Wiśnią nie mogę wytrzymać od dwu tygodni, jak Wam to się udaje?!  

*pierwszy człek który popełnił utwór literacki na maszynie do pisania
**konkurs muzyczny: do czego nawiązuję?!
***w Jej kuchni odchodziły winno-piwno-likierowe spazmy, na temat dlaczego Ona wyjeżdża na obczyznę za chlebem oraz przelewem, przeciez ja bez Niej żyć nie mogę, oraz że nie mam pracy, oraz że mnie niktniekochaniktnielubipójdędoogrodunajeśćsiędżdżownic

PS. Czy ktoś wie dlaczego z maszyny do pisania nie da się komentować cudzych blogów?
Sister blond, bo ja chciałam rzec że Wszystko się pierdoli, z komentami na blogu na czele. Teza o dnie w bezdennosci dowodzi tezy o głupocie. Ale żeby stworzyć tak sofistyczna konstrukcję, trzeba miec wysokie IQ. Jak Ty. Co nalezało udowodnic. Idę. Do postu z 26.06. 

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.