Well trained
You may become for me
A gate
Through which I will leave myself
And a gate
Through which I will enter myself
A plumb line to the center of the Earth
And a cosmic ship to Jupiter
My body, you are an animal
For whom ambition is right
Splendid possibilities are open to us
Oj, no, tak mnie wzięło. Mimochodem.
*
Hm, a gdybym tak poszła do urzędu i poprosiła o zmianę imienia drugiego na Ambiwalencja?
W ramach uzasadnienia załącznik - blog?
Jak myślicie? Przejdzie?
*
Z pośredniej inspiracji Okruszyny (jak to dobrze wiedzieć, że idziemy po liniach równoległych, i choć spotkania rzadkie, bo równoległe przecinają się tylko cudem Boskim, zawsze nam po drodze) szkolę się w NVC. Znaczy bez przemocy. Wcielanie zaczęłam od siebie, wykreślając ze słownika słowo na "m". Bo nie muszę. Przede wszystkim nie muszę wywierać presji na siebie ani na rzeczywistość. Rzeczywistość nieco się zdziwiła, ale co tam.
A w szczegółach
nie muszę tkwić w korkach
nie muszę mieć karty do Starbucksa (zawsze wolałam Coffee Heaven)
nie muszę wbijać się w gajerek i robić makijażu
nie muszę się martwić na co wydać pieniądze....
nic nie muszę.
Zamieniam też rozmemłane "chciałabym" na stanowcze i zdecydowane "chcę".
Drobnym druczkiem: bardziej wiem, czego nie chcę. Ale pracuję nad tym.
Nie definiowałam się przez korporację, więc wymyślanie się na nowo nie idzie mi źle.
*
Do listy postanowień noworocznych dołączył dopisek odręczny: Nie będziesz się wiązać emocjonalnie z neurotycznymi geniuszami gitary uzależnionymi od alkoholu. Nawet gdyby byli Jackiem White'm. Za bardzo lubię Karen Elson. Postanowienie wcielone w życie ze skutkiem natychmiastowym. Co za lekkość.
*
Czytam. Zupełnie inaczej. Jakbym nauczyła się czytać wczoraj. Dosłownie wczoraj. Książka jest fascynująca, z dobrym muzycznym podkładem. Gwizdane "Dream a little dream" brzmi mi pod czaszką. Zwroty akcji i spójność treści na poziomie głębokim sprawia, mimo różnic w żargonie i siatce pojęciowej, że czytam i czekam na następne tomy Książki.
*
Ćwiczę nie tylko slow, ale i trwanie tu i teraz. Nie-zakładanie, nie-planowanie, bez presupozycji i predystynacji. Co nie oznacza braku refleksji i badania swoich reakcji na teoretyczne wybory którejś z wielu dostępnych opcji. Przychodzi to także w snach, które wyświetlają mi się nocami na wewnętrznej stronie powiek, nawiedzają mnie projekcje wyborów dotąd nieakceptowalnych, decyzji niemożliwych. I budzę się z tych snów bez spięcia. Odpuszczam. Puszczam. Badam granice tego, co jest mi do życia konieczne. Coraz mniej tego, przynajmniej w głowie. Coraz bardziej zakotwiczam się w sobie i w ludziach, więc coraz mniej potrzebuję w rzeczach? W miejscach? W przestrzeni? W posiadaniu? Może nadejdzie i wolność od obsesji mieszkania, ergo kredytu, ergo odczucia zniewolenia?
*
Moje poczucie samozajefajności poszybowało nad poziomy na skutek pożegnań z korporacją. To jednak miłe wiedzieć, że się jest lubianym.
*
I miałam jeszcze napisać, że, droga Blondie-Brownie, porzucenie Twego bloga uważam za haniebne! Nie żebym chciała pożyczyć tytuł, bo jako ta starsza (nie mylić z mądrzejsza) powinnam przeformułować na "What am I, sixteen?!". I niestety, muszę Cię zmartwić, bo jedno Serendipity raz w roku tradycyjnie obejrzane nie czyni, iż oglądamy komedie romantyczne czy też na nich ze śmiechu umieramy. Starczy, że życie bywa śmieszniejsze od scenariusza pijanego grafomana. Ja się zresztą chyba na kino obraziłam po ostatnim bublu mojego ukochanego Almodovara. Świat schodzi na psy, a one szczerzą kły. Ostatnio udało mi się obejrzeć "Demony wojny wg Goi" (ze względu na Goyę, oczywiście, bo hiszpańskie malarstwo to). Przy okazji przyswoiłam że "dwie belki gwiazdka" oznacza majora. Podziwiam, szanuję, nie rozumiem. Ale pracuję nad tym.
a jak juz przeczytasz to udostepnisz ta książkę w PDF'ie?? ;)
OdpowiedzUsuńOk, a "Dream a little dream" w mp3. Książka już jest w pdfie ale szyfrowanym, co nie znaczy że nie jest czytana synchronicznie przez innych :-P
OdpowiedzUsuńI naprawdę, przecież drogi Anonimie, wiem że to Ty ;-P