środa, 10 września 2014

Niezwyciężony - reaktywacja

W nawiązaniu do korelacji błony dziewiczej z duchowością.
W greckim, czy to trychotomicznym, czy dualistycznym opisie człowieka ciało, oraz dusza (psyche) i/lub/albo duch (pneuma) pozostawać mają w równowadze i harmonii.
Świat dzisiejszy ma problem ze wszystkimi elementami. O ile ciało jest dość łatwe do odróżnienia od – magmowato pozlepianych duszy, ducha, psychiki i intelektu, to w obsłudze łatwe nie jest.
Ciało ma być na pokaz, wszak w zdrowym ciele zdrowy duch, mniejsza o ducha, ale zdrowe ciało świadczy o posiadaniu wszystkich klepek na miejscu. Ciało zatem albo się głodzi, albo przekarmia, albo plaszczy dupą na kanapie, albo morduje na siłowni i w ultramaratonie.
Ciało jest śmiertelne, ale kto by sobie dupę, pardon, głowę, tym zawracał, pomyślimy o tym jutro.
Po to wszak mamy do ciała doczepiony umysł.
Intelekt napychać należy różniczkami (wiadomo, potrzebne przy wydawaniu reszty gdy kupujesz kartofle) i życiorysem Gagarina (serio! w III klasie powszechniaka), nie dając narzędzi do samodzielnego myślenia. Jeszcze by jeden z drugim coś naprawdę wymyślił, i byłby kłopot.
Miliardy z moich podatków są marnotrawione przez system edukacji, a 99% obecnych przedmiotów – nie podmiotów wszak – obróbki mózgów będzie używało umiejętności czytania (pisanie niekoniecznie) głównie do obsługi smartfona. Wiem, wiem, koniec z Jankiem Muzykantem, mamy edukacji powszechność (czytaj bezwzględny obowiązek, niezależnie od chęci, potrzeby czy uzdolnień), jej równość (czyt. równanie w dół) i darmowość (czyt…. nie, to miało być w pozwie o alimenty). I jeszcze szkoła ma prawo do organizowania życia rodzinnego. To niedopieszczona pani od historii, za gruby pan od muzyki z tłustą grzywką i kostyczna matematyczka decydują, co będzie robić moja rodzina popołudniami i wieczorami.
Wolałabym już chyba dyktat tefałenu. 
A jednocześnie wydaje się naukowo udowodnione, że człowiek może wszystko, byleby tylko – sfinansowany w procesie edukacji i rozwoju z prywatnych, nie publicznych funduszy – geniusz, niechby i amerykański, złamał kolejne tajemnice i odkrył klucze DNA, dna i dny.
Ducha generalnie, wiadomo, nie ma.
Jest dusza, zwana potocznie psychiką, podlegająca ugniataniu jak plastelina – coachingi, terapie, warsztaty, rozwoje osobiste i ezoteryka, a nawet urynoterapia holistyczna. Nie jest łatwo mieć oprócz ciała i duszę.
Duch bywa. Ośmieszony do granic możliwości w helloween. Bo go nie ma przecież, dzieci z 6 b wywoływały w toalecie po matmie i się nic nie działo. 
Pomylony, wstrząśnięty i zmieszany z psychiką leży bez tchu na kozetce. Psycholog drenuje mu portfel.
Odesłany w niebyt, bo niemodny.
Wyłazi bokiem czasem, i wpada do kieliszka.
Albo pomylony na skutek pobieżnej analizy przekrzywionym mikroskopem z bakterią mordowany jest antybiotykiem czy tam homeopatią (nie mylić z homofobią).
Albo, poobijany i ogłupiały patrzy mętnym wzrokiem na wschód. Nie w góry, skąd pomoc, a w jakieś klasztory obwieszone odpustowymi wstążkami i terkoczącymi młynkami. Jest on, duch ten, zmuszony do założenia nogi na plecy i jedzenia tofu. Bo wiadomo, cebula, kapusta i reguła benedyktynów z naszej strefy klimatycznej to jakiś zabobon i dieta toksyczna. Tofu i koraliki to moc ducha, siła wewnętrzna i lekarstwo na śmierć. Amęt.
Czasem, jak czkawka po wódce, przypomina się duchowi znękanemu, że ma doczepione ciało, bez niego w sumie ani rusz. Tylko co z nim począć?
Na religii uczyli, że seks jest be. Chyba, że są dzieci.
W filmie momenty były, ale przecież trzeba spuścić wzrok.
Playboy napisał, że seks jest zajefajny, kumple ze studiów podają numer pokoju, gdzie dziewczyny za piwo. A koledzy z firmy wyliczają, ile kilometrów od domu kończy się zdrada a zaczyna… no właśnie, co?
Joga z tofu też nie lepiej. Albo tantra, jak przeżyć 17 orgazmów w trzy minuty powstrzymując wytrysk przez 6 godzin, albo wyrzeknij się pożądań i nie przedłużaj cierpień w kole samsary.
Czyli znów to samo.
Zwariować można.
A Grekom wydawało się to tak proste: harmonia.
Takie oczywiste, jak najbardziej przeze mnie znienawidzone z korporacyjnych oszołomskich zawołań: life-job balance.
Bull shit, jak mawiali samuraje.

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.