sobota, 29 czerwca 2013

Czytając w wannie, czyli z notatnika czytelnika

(...) zgodnie z rodzicielstwem bliskości ty i tylko ty bierzesz odpowiedzialność za to, jak postępujesz wobec swojego dziecka. Gdy słuchasz rad, czytasz poradniki, uczestniczysz w szkole rodzenia czy warsztatach dla rodziców, ktoś inny (autorytet, prowadzący czy autor) bierze odpowiedzialność za wychowanie twojego dziecka. Ty tylko stosujesz się do zaleceń. (...)
Dziecko jest w pełni kometentnym źródłem informacji o samym sobie. Ono wie najlepiej, kiedy jest głodne, kiedy jest mu zimno, ciepło, źle czy nudno.
 
Jeden z tych tekstów, które przestawiają trybiki w mózgu. Niby leniwie, z gazetą w wannie, a tu nagle wszystkie reflektory na kilka linijek. I bum, cos pęka.
Skuteczne wyleczenie z przeglądania poradników, zerkania na półkę z gazetami na temat, z momentami wahania, czy nie zjarzeć na forum, okupowane 10 lat temu...., z potrzeby gromadzenia gadżetów. NAwet wozek stał pod znakiem zapytania. Argument, że strasze rodzeństwo nie jest jednak na tyle strasze, by nosić noworodka na spcer, przeważył. Się kupi. Kiedyś, jakiś.
 
Trochę się w duchu obśmiałam, bo artykuł w gazecie* to jedno, ale już rekomendowanie PORADNIKA o tym, jak wychowywać intuicyjnie (czyli BEZ poradników) to lekka perwersja i sofistyka...
 
Czekamy.
Za mną kolejne studia, przede mną kolejny poród.
Spokojne czekanie, koropracja mnie nie chce, więc skupiam się na sobie, dzieciach i Insiderze. Żeby się zgrali, gdy już będzie Out-siderem.
 
Jednocześnie syndrom obserwatora. Kiedy jeżdżę czerwonym, wszystkie na parkingu są czarwone.
Jestem przy nadziei, dookoła wózki.
Jakże nieszczęśliwe matki jedynaków, sfrustrowane do tego stopnia, że dylematem jest mandaryński czy japoński w przedszkolu od 1,5 roku.... Rodzice lepsi od innych, bo gnający na targ warzyw ekologicznych i piorący ciuchy w orzechach. Wariactwo.
 
Nie chcę tak. Chcę po prostu - intuicyjnie, normalnie żyjąc, dzieci sie wychowają naturalnie, po drodze...
Głupie pytanie w szkole: jak to robisz, że Junior czyta?! Moje dziecko nie lubi.
 
Na szczęście jedna z niewielu - wciąż zbyt niewielu osób, z którą da się tu pogadać o czyms poza pogodą, to wygladająca jak milion dolców, czy może jednak jak piosenka Dylana, Rowerowa - matka czwórki dzieci. Da się.
   
 
*"Sens" 7/13

czwartek, 13 czerwca 2013

I'm not excited but should I be

Tytuł z Vampire Weekend, album Modern Wampire in the City. Nie, nie że z seksem się kojarzyć ma. Raczej chodzi o to, żeby sobie P.T. Czytelnicy w przerwie między zarabianiem na składki ZUS a zarabianiem na podatki (dzień wolności podatkowej 2013 jeszcze nie nadszedł, a ja potrzebuję na rentę inwalidzką, o czym w dalszej części) zasięgnęli wiedzy o wymienionym utworze drogą internetową na własną rękę, gdyż podajnictwo blogowe szwankuje. Enjoy the music.

A ja tymczasem rozważę spożytkowanie czasu na pisanie scenariusza "The Pregnancy in the City"
Horror? Komedia? Dramat?
Koniecznie z zaznaczeniem, w jakim państwie leży city. Dawno bowiem nie widziałam oczu tak okrągłych z niedowierzania i zdziwienia  jak oczy amerykańskie. Obmywana przez przypływy i odpływy cuba libre, jacka danielsa tudzież innych tego typu napojów, po kilku kolejkach wzbudzałam już niemałe współczucie jako samotna syrenka uczepiona szklanki mangowego lassi niczym skalistej wysepki. Ponieważ procenty, co naukowo udowodnione, znacznie podnoszą zdolności językowe, dyskusja zdryfowała na porównywanie systemów ubezpieczeń społecznych i pomocy socjalnej tu i tam. 
Są na świecie systemy, o których naukowcom amerykańskim się nie śniło. 
*
Jedyną dobrą stroną PKP jest coffee heaven na dworcu, z kawą - a jakże - wiśniową. Jak się nie myśli w kategoriach chemii i konserwantów e oraz aromatów identycznych.
Metro i inne autobusy stron jaśniejszych nie posiadają. Trudno się cieszyć z możliwości uzupełnienia wiedzy książkowo-gazetowej z cudzym łokciem pod pachą, wonią skarpet i połową cudzego pośladka (mało niestety atrakcyjnego) wbitego w biodro. O ślepocie uprzejmych i rycerskich Polaków (ciągnących damską rękę do cmoknięcia) na brzuch, nie wspomnę…. Nawet brzuch ostentacyjnie wbity w koszulkę z krzykliwym „9”, nie oznaczającym bynajmniej reklamy żadnego z filmów pod tym tytułem („Nine” to strata czasu, „9” – przeciwnie). Tu chylę czoła przed amerykańskim H. Fordem, prapradziadkiem czerwonej lux-torpedy, rozwijającej z górki zawrotne prędkości za cenę mniejszą niż życzą sobie koleje za tę samą odległość. Jedyny mankament lymuzyny to brak opcji upgrade'u z samochodu 4 osobowego (w sumie to 5 na wcisk, nie licząc psa, a nawet 6 - pod warunkiem że 2 osoby są w kompresji) do 6 osobowego w okresie postdekompresyjnym.... Może ktoś ma pomysły?
*
„Ciążę można uznać za chorobę pasożytniczą, samoistnie wyleczalną”. To sformułowanie natomiast, od biedy, można uznać za kiepski żart.
Jednak P.T. Czytelników uprasza się o dzielne zarabianie na ZUS, gdyż najnowsze badania naukowców korporacyjnych, nie amerykańskich, wykazały, że ciąża powoduje atrofię mózgu, zanik kompetencji, redukcję jestestwa do parametru samopoczucia. Zaprzyjaźnione matki wielodzietne radzą odpowiadać na pytanie „Jak się czujesz?” - „Dziękuję, źle”. Podobno pomaga. Nie odkryto jeszcze – poza „Odwal się” – skutecznej odpowiedzi na pytanie „Chłopak czy dziewczyna?”. P.T. mają jakieś pomysły? W ogólnospołecznym odczuciu te dwa pytania wyczerpują arsenał zainteresowań kobiety przy nadziei. No, ewentualnie krępującą ciszę można przerwać pytaniem o termin porodu lub w wersji zaawansowanej matematycznie o miesiąc ciąży.
Skandalem i zamachem na moralność publiczną jest usiłowanie pracy w stanie odmiennym (BTW odmiennych cholera jasna od czego? Jestem kobietą i to stan NORMALNY oraz NATURALNY). Nieistotnym jest, że stan ten, nieuświadomiony korporacji, nie wadził pracy 14 h/dobę. Uświadomiony zaś powoduje natychmiastową i nieodwracalną degradację do stopnia pracownika nielojalnego, podstępnego, zdradliwego i nieużytecznego ze względu na postępującą (prawdopodobnie geometrycznie) wraz ze wzrostem brzucha ogólną niepełnosprawność. 
Kobieta w ciąży zdolna jest do jazdy na rowerze, zarówno stacjonarnym, jak i nie (szkoda tylko, że coraz bardziej miejskim, bo na terenówce z normalną „męską” ramą się potomstwo buntuje i pedałuje – wprost w pęcherz czy tam inne wątpia). Potrafi także pływać, ćwiczyć z hantelkami, obręczami, taśmami, rollerami oraz założyć nogę za głowę i poprawnie wykonać „głowę krowy” czy jak tam zwał korkociąg. Nie potrafi natomiast prowadzić samochodu, obsługiwać komputera, siedzieć przy biurku, nie nadaje się do pokazania ludziom, straciła resztki umiejętności analitycznych i kreatywności. Rozmowy na tematy inne niż kiszone ogórki, modele wózków, ustawa o urlopach macierzyńskich i rwa kulszowa prawdopodobnie zostały zakazane jakimś ukazem korporacyjnym, albo jeszcze wyższego stopnia, jacyś oni tak zdecydowali.
Sugestia o planach i grafikach na najbliższe miesiące storpedowana została otwartą sugestią, że w twoim wieku… oraz skierowaniem po zwolnienie lekarskie. Argumenty ekonomiczne, kadrowe, pseudozrowotnoprorodzinne i ogólnobzdurne poparte zostały wyimaginowanymi zapisami rzekomo występującymi w kodeksie pracy. Oczywiście są interpretacje, opinie, adwokaci i sądy, ale ciąża ma czas ograniczony. Kapitulacja wobec chorego systemu wywołuje dziką frustrację i rozczarowanie.
Nie zostaje mi nic innego jak apelować o sumienne płacenie składek w celu sfinansowania mojej renty inwalidzkiej, znaczy, zasiłku ciążowo-macierzyńskiego.
Polska jest na 209 miejscu wśród 220 krajów w których bada się dzietność kobiet. Polityka prorodzinna jest galopująca. Roczny urlop, hurra wiwat, ale co POTEM? Otwarte ramiona pracodawcy? Dla potomka żłobek? W okolicy więcej prywatnych szkół, przedszkoli i żłobków niż sklepów spożywczych. To świadczy o popycie i braku państwowej podaży. W ramach korzystania z polityki prorodzinnej zatem będzie próba wyłudzenia przedszkola metodą na rodzinę patologiczną, rozbitą, zrekonstruowaną i nieformalną w postaci wielodzietnego ojca samotnego. Pod sprytnym kryptonimem polityki prorodzinnej w naszym pięknym kraju zakamuflowano bowiem zinstytucjonalizowane wsparcie patologii. Formalizacja rekonstrukcji rodziny zakrawa w obliczu przepisów na śmiertelny grzech przeciw budżetowi rodzinnemu wspieranemu przez zwroty z PITów rodzica nieobrączkowanego oraz przeciw żłobkowo-przedszkolnej punktacji.
W szkole zawisło ogłoszenie o możliwości dorzucenia się hojną ręką budżetową do przyszłorocznoszkolnych obiadów dla dzieci, spełniających jednocześnie dwa kryteria: należy być potomkiem rodziny narkotycznej lub alkoholowej i płacić podatki na terenie gminy. O ile udowodnienie płacenia akcyzy jest dość proste, wszak monopolowy zza rogu wyda paragon z adresem gminnym i akcyzę odprowadzi, o tyle jak uwiarygodnić podatek w przypadku narkotyków, nielegalnych podobno? Chyba że chodzi tu o potomstwo okolicznych lemingów, zarabiających krocie, wypełniających PIT z odliczeniem z powodu ciężkiej oraz kosztownej hodowli potomka jedynaka i odreagowujących skrętem, amfą i dopalaczem oraz ekskluzywnym psychologiem?
Wot, prorodzinna logika MOPSu.

To ja już sobie pójdę. Jak przystało niepełnosprawnej ciężarówce - na kajaki, w towarzystwie mundurowym. Może Amerykanom wytrzeszcz oczu przeszedł, żeby nie napisać: wywietrzał (razem z cuba i mad dogs...)



Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.