piątek, 17 czerwca 2011

Monday, Wenesday, Friday....

Awaria kalendarza. Od jakiegoś półtora tygodnia, kolejne dni spadają bez zapowiedzi w niebyt, a w wolne i nagle niezagospdarowane doby wpadają nadliczbowe poniedziałki.
Dziś znów bal. Tych, którzy pamiętają poprzedni, informuję, że dla własnego bezpieczeństwa tylko polakierowałam paznokcie (Brownie zemdlała), u nóg tylko (zemdleli wszyscy). Niebezpiecznie jest głównie dlatego, że przez korpo wieje wiatr zmian, gwałtowny i porywisty. Oburącz trzymam łeb, żeby nie spadł. Trudno mi zatem relacjonować rzeczywistość (u której objawy schizofrenii przybrały na sile wraz z owym wichrem) kiedy ręce zajęte. Starsza Siostra z Pożyczonymi Dziećmi próbują co prawda wychować mnie do lakierowania paznokci, ale trzymanie głowy ważniejsze. A poza tym zepsuł mi się komputer i samochód, i bądź tu człeku pozytywny i do przodu. Walory opadają (dobrze że nie ręce i że głowa się jako-tako jeszcze trzyma).  
Do poczytania się z Państwem w lepszym momencie.

niedziela, 5 czerwca 2011

Lazy


Przeczytane w wannie: Marnowanie najlepszych lat życia u boku faceta, który nigdy nie doprowadził cię do szału jest tak samo smutne, jak marnowanie ich z facetem który nigdy nie doprowadził cię do orgazmu.
Dobra, jest przed 23.00. Ale przecież nikt z Was tego dzieciom nie czyta, prawda? A ja nie wiem, czy się śmiać nad takimi bzdurami, czy płakać, czy dostać szału (jak wtedy gdy Junior popieczątkował dywan*, Królewna spaliła czajnik a Latorośl wywalił pełna ziemi doniczkę do otwartej zmywarki pełnej czystych, ale niedosuszonych naczyń - jednego dnia)... 
Nie, to nie była "Wiedza i życie", gdyż tę podprowadził Latorośl, prawdopodobnie w celu upgrade'u swego intelektualnego wizerunku w moich oczach przed końcem roku szkolnego... Nie powiem, co to było, bo Brownie ze mnie łacha drze jak widzi to pisemeczko w moim przytulnym WC lub w kuchni. I mój wizerunek intelektualny w Waszych oczach się by wziął zdegradował.

Nie mniej, w tymże samym szmatławczyku tematem numeru (oprócz jedzenia różnej niejadalnej żywności na surowo oraz jak zrobić sobie płaski brzuch abrakadabra - po jakiego grzyba komu płaski brzuch, do cholery?!) jest slow. Slowfood, slowlife, slowtime. Czytam i wyłażąc z wanny dochodzę do wniosku, że właśnie tak mam: slow. Nawet jak mówię że brak mi czasu, to przecież dlatego, że robię to co lubię. Jeśli pracuję to z pasji, wyboru i kiedy oraz gdzie mi pasuje (pomińmy roboczo bycie miłą dla kontrahentów z P., pryncypała i kredyt). Chyba mogłabym być dowodem na możliwość pogodzenia slow z korpo. Jeśli jestem niewyspana, to nie dlatego że ktoś mnie zmusił do siedzenia na jam session do pierwszej w nocy, a następnej nocy w studio nagraniowym, gdzie młodzi gniewni, w wieku nieletnim, czyli takim, kiedy jest się najbardziej bezkompromisowym i serio artystą, nagrywali swą pierwszą pieśń. Ku memu opadnięciu tego i owego zostali sprodukowani na U2 w dwu momentach, ale generalnie zaleciało linią melodyczną z Dylana.
Nadal wolałabym wyglądać jak piosenka Dylana niż jak milion dolców, a Wy?

Milion dolców to chciałabym mieć, bo w całym tym slow jedynym są mym problemikiem... nawet ćwierć miliona by starczyło. Nawet złotych. Wówczas motywacją do pracy nie byłby kredyt czy marzenia Królewny o jeździe konnej (toczek jest idealny, Matko ChrzestnO), nie szukałabym stypendiów na wakacje, zniżek i okazji, błogosławiąc jednocześnie niektóre aspekty państwa nadopiekuńczego (darmowe zoo i półgodzinne patrzenie na Juniora przyklejonego do akwarium z lypkądywanik - bezcenne!; przy okazji zaprezentowałam dzieciom Marę P. we własnej postaci).


***
Gacek i Mann, pierwszy dziennikarski duet w tym kraju:
M: Kiedy byłem młody, wolałem takie brytyjskie brzemienia, takie trzy gitary i perkusja.
G: To był pan mną!
M: Hmmm, rzeczywiście, jak tak na ciebie patrzę, widzę siebie sprzed lat. Uderzające podobieństwo.
Zainteresowanych odsyłam do google grafika oraz do radia we wtorki o 15.00. Nie napomknę, ze Mann na zdjęciu z Gacek ma czerwone dżinsy i nikt jakoś go nie wyzywa od starych punków. No. 



*bo mu się nie chciało iść po kartkę, a zwierzątka z pieczątek na czerwono są takie fajne. Środki do dywanów z Rossmanna nie spierają tuszu z dziecięcych stempelków. 

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.