piątek, 17 czerwca 2011

Monday, Wenesday, Friday....

Awaria kalendarza. Od jakiegoś półtora tygodnia, kolejne dni spadają bez zapowiedzi w niebyt, a w wolne i nagle niezagospdarowane doby wpadają nadliczbowe poniedziałki.
Dziś znów bal. Tych, którzy pamiętają poprzedni, informuję, że dla własnego bezpieczeństwa tylko polakierowałam paznokcie (Brownie zemdlała), u nóg tylko (zemdleli wszyscy). Niebezpiecznie jest głównie dlatego, że przez korpo wieje wiatr zmian, gwałtowny i porywisty. Oburącz trzymam łeb, żeby nie spadł. Trudno mi zatem relacjonować rzeczywistość (u której objawy schizofrenii przybrały na sile wraz z owym wichrem) kiedy ręce zajęte. Starsza Siostra z Pożyczonymi Dziećmi próbują co prawda wychować mnie do lakierowania paznokci, ale trzymanie głowy ważniejsze. A poza tym zepsuł mi się komputer i samochód, i bądź tu człeku pozytywny i do przodu. Walory opadają (dobrze że nie ręce i że głowa się jako-tako jeszcze trzyma).  
Do poczytania się z Państwem w lepszym momencie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.