czwartek, 27 stycznia 2011

Champion!

Wie kto, gdzie się zgłosić po odbiór sprawności harcerskich? Umiem wymieniać prysznic, rurki pod zlewem, baterię kuchenną, zamontować pralkę, odpowietrzyć kaloryfery (z konsultacja telefoniczną ojca rodziny B.) oraz kupić i wymienić zamki w drzwiach. 
Od dawna zamki były zwichrowane, a klucze zacinały się wszystkie - normalne i kopie też. Ale Latorośl i ja dawaliśmy radę, pod warunkiem, że każdy miał własny klucz i była zupełna cisza - żeby można było każda zapadkę usłyszeć. Va Bank!
A było to tak: w poniedziałek moje dzieci nie mogły wejść do domu, mimo ze miały i swój, i mój klucz. Żaden nie działał, nawet z pomoca sąsiada. Wobec czego wyciułałam środki pieniężne (dooobra - pożyczyłam od Brackiego) i odwiedziłam Castoramę. O tyle istotne, że mam drzwi bez sensu, na odwrót, do tyłu i do góry nogami i byle gerda nie pasuje. Udało mi się nabyć zamek odpowiedni za pierwszym razem, na oko!! A potem wyjęłam zestaw grzecznej dziewczynki, znaczy 3 śrubokręty i wiertarko-wkrętarkę akumulatorową i siup. Pół bloku słyszało moją turbomaszynę więc sąsiad przybiegł w okularach i ze śrubokrętem na odsiecz. Ha! Przybiegł na gotowe! BEZCENNE. Mogłam sobie machnąć ustrojstwem 12 V od niechcenia z nonszalancją Słodowego :-) A co najważniejsze, drzwi zamknie i otworzy nawet Junior (jak go kto podsadzi).
Podziwiajcie mnie wszyscy. 

wtorek, 25 stycznia 2011

na Wojtusia z popielnika


Odkrywszy zalety audiobooka* byłam jednostką jeszcze bardziej aspołeczną, bowiem straciłam nawet tę wątłą nić łączącą mnie ze światem newsów i bycia na bieżąco, jaką było słuchanie serwisu o pełnej godzinie w samochodzie. Ale kiedy wybrzmiała ostatnia ścieżka mp3, przekonałam się, że świat kręci się nadal w tę sama stronę. I że w tym świecie posiadanie dzieci jest kosztownym hobby, zwłaszcza jeśli trójka nieletnich posiada już własne hobby…
- Mamo, a weźmiesz mnie do takiego kina, co nie ma filmu tylko plawdziwi ludzie tańcą łabędzie z jeziola?
- Junior, chodzi ci o balet? Ale to trwa 2 godziny, i jest późnym wieczorem!
- Nie skodzi, zlobis mi kanapki. 
Yyy. Był kiedyś w handlu detalicznym baton „Operowy”, nie?
- Mamo, a ile jest stopni?
- Plus trzy.
- To jest wiosna? Już można jeździć na koniach?
Brownie znów napisze, że hoduję małych snobów. Do teraz nie mogę dojść do tego, skąd Junior wie, że w naszym mieście wystawiają „Jezioro”. Krakowskim (sic) targiem pójdziemy na „Dziadka do orzechów”, wejściówki są na balkony, ale Harlejka jeszcze postoi w stajni. Aż się pryncypał namyśli co do sypnięcia podwyżkami. Bo grosz dorzucony do podnoszenia kwalifikacji zasponsoruje majówkę.
Dzieci to drogie hobby. I chyba rodzenie dzieci odjęło mi nieco mózgu (jak wiadomo, kobieta słabowita jest na głowie, bo energia idzie do macicy), gdyż za żadne skarby, żadne, nie mogę pojąć, i dyplomy w szufladzie, nawet ten na temat, nie pomogą mi zrozumieć, jaki jest sens podnoszenia vatu na artykuły dziecięce, które i bez tego są droższe niż np. w Brytfanii, i to licząc względnie i bezwzględnie. A następnie, po podniesieniu vatu, jakiś koleś w przypływie geniuszu i gestu prorodzinnego wymyśla ustawę o zwrocie rodzicom rzeczonego vatu, tak jak kiedyś było z vatem i budową domu. I, uwaga, werble, wprowadzenie tej ustawy o odliczeniach będzie kosztowało tzw. budżet tylko, bagatela, 100 (słownie sto) milionów (słownie milionów) złotych. Po denominacji. Tylko.
Mam prośbę. Ponieważ postanowienie noworoczne numer jeden głosi, że się nie wyrażam, pomóżcie. Jakbyście mieli jakieś info o bezludnej wyspie w ciepłych rejonach globu, koniecznie dajcie cynk. Musi być w cieple, żeby rosły kokosy na palmach, a palmy miały liście, a z liści można było zrobić przepaskę. Bez vatu. Z drewna palmowego postawię sobie pałac i będę rządzić, bo my tam państwo założymy. Malutkie, kieszonkowe, ale własne. Na początek czteroosobowe. Z podatkami, ale bez vatu. Zupełnie niedemokratyczne. Będę dyktatorem!
Nad moim biurkiem zawisną trzy profile w znanym wszystkim układzie, z tym że to będą: Adam Smith, H.L.A. Hart i Hildegarda z Bingen. Albo Edith Stein, się zastanowię. Po lewej będą wisieć wszystkie moje dyplomy, bo jako dyktator będę miała niskie poczucie własnej wartości więc z braku limuzyny (chociaż kto wie) nareperuję je dyplomami, autografami KydRRRyńskiego, AMJ, McFerrina oraz JKM. I zdjęciem z papieżem, z czasów szkolnych (moich). Na biurku postawię zdjęcia Łosia, mych Sióstr obu oraz Nigelli. Specjalnym, podwyższonym podatkiem obciążę wszystkie kobiety chudsze niż Monica Belucci. Tipsy, głupota i odchudzanie będą karane grzywną. I przeklinanie też. W każdej pracy będzie obowiązkowa przerwa na batonik czekoladowy, a każda trzecia czekolada oraz butelka czerwonego wytrawnego wina będzie rozdawana gratis**. Stanowczy zakaz wjazdu i osiedlenia będą mieli faceci tak przystojni, że wydaje im się, że nic nie muszą, oraz ci, którzy żrą psychotropy zamiast popracować nad sobą***. Nawiążemy niepoprawne politycznie stosunki dyplomatyczne z Watykanem, nie wstąpimy do ONZ, a na UE nałożymy stanowcze embargo (bo zatwardziałe trwanie w głupocie musi być karane). Honorowe obywatelstwo przyznamy Gregowi H., Lisie C.,  oraz Meredith G. i Cristinie Y. (pod warunkiem uiszczenia kwot na cele charytatywne) oraz, rzecz jasna, Bobby’emu – pod warunkiem comiesięcznych koncertów beatboxingowych. Albo z orkiestrą kameralną, niech wybiera. Abonamentem RTV obciążeni będą tylko amatorzy sitcomów i Leonarda DiC***. Brzydal.

A może jednak nie będę dyktatorem, tylko monarchinią konstytucyjną? Się zastanowię w swym majestacie. Sugestie mile widziane, im bardziej libertariańskie, tym lepiej.

Pierwszych 50 imigrantów otrzyma batoniki, wino oraz przepaski z liści gratis, jako przesiedleńczy pakiet powitalny. Możecie się wpisywać na listę.    


A teraz koniec bajki, trzy mikołajki.
Pocałujcie dzieci misia.   

* „Sprzedawca broni”, autorstwa H. Laurie. Najpierw byłam zawiedziona, bo zaleciało kryminałem. Potem się śmiałam do rozpuku z opisów i porównań. Potem schyliłam czoła i nadal podziwiam sposób przemycenia głęboko etycznych treści. Zostałam z niezłym dylematem i filozoficznym znakiem zapytania. To lubię. Polecam!
** Pamiętajcie, jest nas tylko czworo (nie licząc kotów, Miecia i psa). Jakoś trzeba zachęcić do osadnictwa blogerki zza miedzy oraz Tych-Co-Lubią-Wino…  
*** Starsza Siostro, zbieżność zupełnie zamierzona. Bo wiesz co.
**** Brownie, sorry. „Revolutionary Road” było nudne jak życie na amerykańskim przedmieściu. I nie wzruszył mnie ani wątek aborcyjny, ani moja ulubiona skądinąd (bo nie chuda!) Kate, ani fakt że Leonardo poszerzył arsenał środków wyrazu o marszczenie nosa i brwi, oprócz napinania szczeny. A może po prostu skończył mu się L’Oreal przeciw liniom mimicznym na czole, nie wiem.

sobota, 22 stycznia 2011

The calcination of Cherry

Żyję, żyję. Nie nadążam za życiem, więc postanowiłam dać się zdublować w połowie okrążenia.
Za dużo się wydarza, nie żeby zaraz spektakularnie, ale dużo, więc jak usiłuję to przefiltrować na blog to mi się sitko zatyka.

Kalcynacja duszy jest procesem ciągłym, a przecież można jasno oddzielić etapy. Teraz* jesteśmy w fazie nieruchomości: sprzedawanych, nabywanych, wynajmowanych, budowanych. Tak sobie myślę, bo przecież nie jest to oficjalny podział, jak w geologii. No i etapy nie trwają dziesiątki tysięcy lat, z wyjątkiem nieruchomości spłacanych. Te trwają całe eony. Więc u mnie w miarę constans, natomiast dookoła ciągle w tyglu wrze. Probówki pękają. Zaprzyjaźniony strych zakotwiczony książkami został wypowiedziany. Trzeba odkotwiczyć, książki muszą odlecieć. Poszukiwanie nowego kaloryfera trwa.  
Mam wrażenie, że za własnymi myślami też nie nadążam. Pójdę sobie zatem.

* będąc po trzydziestce. Może to tylko kwestia ilości czerwonego wytrawnego Intulo, ale dalej się upieram, że przed czterdziestką to zupełnie inny stan ducha. Co rzecz jasna dowodzi niezbicie istnienia nie tylko babskiej logiki, ale i matematyki. 

wtorek, 11 stycznia 2011

Sun is on my side

A w każdym razie bardzo chcę wierzyć że jest jak w tytule, niekoniecznie jak w całej piosence.

Bardziej dziś I can’t find myself.

Jakaś schizofrenia znów mnie dopada, i znów nie wiem czy to przypadłość moja czy rzeczywistości wokół… Z rok temu miałam tak samo…
Cały dzień prześladuje mnie wrażenie, że życie jest gdzie indziej, trzysta dwadzieścia pięć razy sprawdzałam kalendarz, notatki w telefonie i maile. Obrzydliwe wrażenie, że coś jest nie tak, że zapomniałam o czymś, miałam gdzieś być, że miałam coś zrobić, że… Znacie to uczucie? Jakby grać w filmie, do którego nie ma się scenariusza. Brrrr…
Nawet własnej melodii nie mogłam dziś znaleźć, od Faure’go i Strawińskiego


– orkiestra kameralna pod batutą McFerrina - po Gogol Bordello

(w sumie też Słowianie), aż po Cure i Black Stone Cherry


– wszystko dziś jak papier toaletowy, bez smaku, bez koloru. I nie wiem, czy to odwilż, czy rocznice, czy cisza przed jakąś burzą, czy idzie zmiana, która nadejść musi…. Nie wiem. Poczytałabym, skoro dzieci śpią, a nie jest zbyt późno, do postanowionej w prolongowanej rezolucji noworocznej godziny snu jeszcze daleko, ale nie mogę zdzierżyć tłumacza, który klasycznych Tancerzy Oblicza (Face Dancers)* przerobił na maskaradników (i to małą literą), a piaskale (sandworms) na czerwie pustyni. Nie mam siły na czytanie w oryginale, nie mam zresztą oryginału. O ile piaskale podstawiają się w moim mózgu same od kilku tomów, o tyle tych Face Dancers okaleczonych szkaradnie nie zniosę, i nie mogę się pozbyć ich z głowy, może to kwestia ilości słów i minuskuły?
Droga Okruszyno, jako tłumacz może mi podpowiesz, gdzie i jak czytelnik może zgłosić reklamację tłumaczenia (biblioteka ma paragon, ale nie mam pewności co do karty gwarancyjnej…)?

Z jasnych punktów dnia dzisiejszego: Sis donosi via Internet, że powstała inicjatywa o nazwie IV Międzynarodowy Dzień Walki z Paulo Coelho. Mniód na duszę mą!!! Teraz kolej na anty - Ken Wilber oraz anty - Elizabeth Gilbert**. Jostein Gaarder to przy nich trufla w koszyku pieczarek.   


Oraz via mail Arturo donasza, że zaprasza, na co dzieci pisk, na co ja, że tak. 


Może więc nie jest tak źle?  

Ach, i skoro nie czytam, napomknę w ramach reklamy: mam za sobą dwa pokazy przedpremierowe: „The Black Swan” oraz „Mammut”. Oba mną wstrząsnęły, choc każdy inaczej. Może to kwestia mej nieustannej od „Leona” miłości do Natalie, ale swędziały mnie plecy, zamykałam oczy, gryzłam palce i powaliło mnie na łopatki. Także dwie tragiczne postaci, choć nie rysowane aż tak wyraźną kreską: Winona Ryder oraz Erica Hershey. No i Czajkowski! Obowiązkowo! Film drugi rozłożył mnie w innych tematach, i jakoś skojarzył mi się z „Eat, pray, love” – jak można na różnej (pseudo)głębokości oraz głębi prawdziwej, acz nie nachalnej, pokazać ludzką przemianę, żeby nie polecieć Coelho i nie napisać „drogę”. Niby oba filmy o kobietach (tak, tak!) ale przecież „E, p, l” nie sposób obejrzeć powtórnie, strata czasu. No i G. G. Bernal, któremu za uśmiech jestem w stanie wybaczyć i śmieszny akcent, i brak wzrostu (hmmm… skojarzenia bywają męczące), a któremu po raz pierwszy od „Y tu mama tambien” uwierzyłam. Nie miałam z tyłu głowy świadomości że on gra – świetnie, ale tylko gra, jak u Almodovara choćby – po prostu on był Leo i ja mu wierzę bez zastrzeżeń. Tak bardzo, że wierzę nawet w każdą nutę muzyki której sama bym nie włożyła w odtwarzacz (nie Górecki, tylko klubowo-taneczna, jakieś Amina i coś-tam, i Boney M – poczekałam aż do końca napisów). Obowiązkowo! Oba filmy pokochałam, różnymi kawałkami serca, ale mocno. 

* mowa o „Diunie”, konkretnie o nieklasycznym zakończeniu całości, napisanym na podstawie notatek przez syna. Proszę nosa nie marszczyć. Wiem, co piszę, więc napiszę: to powinna być obowiązkowa lektura dla adeptów socjologii, nauk politycznych, socjologii religii, psychologii tłumu oraz nauk pokrewnych.
** skoro się wybulkałam, głównie w realu, na film "Eat, pray, love", zostałam napomniana że może by tak książkę. Zdzierżyłam po 3 fragmenty w każdej części, choć już po wstępie wiedziałam, że y-yy, never. Enrahah. W Italii i Indii się było, na Bali jeszcze nie, ale nie o to chodzi. Podtrzymuję tezę: pseudoduchowość. Skończmy na tym wyrażeniu, bo w nowym roku nie używam brzydkich słów.     

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Mówią przeto, o ilem im podobny, że to mnie zaletą

A jeślim nie-podobna, to jestem socjopatyczną, nieczułą i obojętną na cierpienie zdzirą.
Tak. Jestem! Nie dawałam, nie daję i nie dam. Nie pozwolę, żeby mi ktoś dzieci oblepił serduszkami. Nie, nie, nie.
I nie chodzi o to, że mnie jakiś tam sposób bycia oraz styl przekazu medialnego wkurza do granic możliwości. I nie chce mi się tłumaczyć, że „ale robi tyyyyle dobra” nie jest dla mnie żadnym argumentem, bo przemyca to, co uznaję za zło. I nie będę dyskutować na zasadzie „a bo twoje dzieci nie musiały korzystać”. Logika na poziomie politycznej debaty. Nie podoba mi się bilans finansów, nie podoba mi się przystanek, całość mi się nie podoba. O tym, że sumiennie płacę składki i podatki, a enefzet Grzybkowi pomoże może, a może nie (zależy czy mu coś z akcji skapnie), nie chce mi się pisać. Przepraszam za imienne pokazanie palcem. Przykład. A jak już skapnie, to i tak się o to skapnięte nie dba, bo w końcu kolejna zbiórka zafunduje nowe. Wydatki wykreślone z planu budżetowego enefzetu. Za moje i Okruszyny składki jakiś prezes czy deerektor  pije kawkę, bo obie zarabiamy za mało, żeby starczyło na Karaiby. Wakacje funduje przemysł farmaceutyczny.  
Never, never, WOŚP enrahah. Razem z zusem, enefzetem i U2. Podłożyć bombę, zapalić lont i uciekać, choćby na Spitsbergen. Chociaż nie, w druga stronę. Wolę jednak odwilż.
I trochę jakby w temacie i klimacie – widzieliście?
Pójdę sobie posłuchać muzyki, wrocławskiej, Nataliowej, Wyspiańskiej i innej, 

czekając na jakiegoś wielebnego, który mnie pierwszy raz zobaczy na oczy, jako i ja jego.
Będę dzielna, ale w sumie po co, skoro jestem aspołeczna. 

czwartek, 6 stycznia 2011

People are strange


Nie że The Doors, ale też.
Ludzie są obcy, a ja sama.
Ludzie są dziwni. Ale to bywa miłe. Spotkawszy się po 10 (dziesięciu!) latach stwierdzamy, że nasze życie było ubogie, kiedy się nie widywaliśmy. Powstaje rezolucja, aby raz na miesiąc. Kolejne postanowienie?
Wydaje mi się, że takie usystematyzowane, niemal narzucone spotkania bardzo pomagają utrzymać to coś, co się dzieje dobrego miedzy ludźmi, jeżeli to coś jest tego warte, a nie spotykamy się w pracy, czy w kościele, czy na basenie, jeśli nasze drogi się nie krzyżują w mieście. Umawiamy się zatem.
A ja zostaję w zdziwieniu, że naprawdę ludzie się nie zmieniają. Nie jako hasełko na portalu, że  (po cichu: może nawet przytyłaś 15 kilo i wyglądasz na 52 lata), głośno: och,och, ach, nic się nie zmieniasz. Nie, nie tak. Tak na serio - są ludzie, którzy się nie zmieniają! Trochę siwieją, nieco tyją, ale nic poza tym - wszystko constans. Jak gwiazda polarna, niezmienny punkt we wszechświecie. Dobrze się zaczyna rok, jeśli na początek odnajdują się takie zguby.
Można by pomyśleć, że niezmienność jest tożsama z brakiem rozwoju, ale nie.
Można się rozwinąć, ale nie zmienić, i na odwrót. 
Ludzie są dziwni, ale największa mistyfikacja muzyki na szczęście spada. W zestawieniu nie ma ani jednego whitestripe’owego arcydzieła, za to roi się od Metalliki, ale ile można, no….
I ani jednego The Cure?! O ile pierwsza dziesiątka mnie nie zaskoczyła, o tyle setka mnie rozczarowała. Popatrzcie sami:

1          Dire Straits - BROTHERS IN ARMS
2          Led Zeppelin - STAIRWAY TO HEAVEN
3          John Lennon - IMAGINE
4          Pink Floyd - WISH YOU WERE HERE
5          Archive - AGAIN
6          Nirvana - SMELLS LIKE TEEN SPIRIT
7          Deep Purple - CHILD IN TIME
8          King Crimson - EPITAPH
9          Metallica - NOTHING ELSE MATTERS
10        The Doors - RIDERS ON THE STORM
11        Queen - BOHEMIAN RHAPSODY
12        Pink Floyd - ANOTHER BRICK IN THE WALL
13        Czesław Niemen - DZIWNY JEST TEN ŚWIAT
14        Perfect - AUTOBIOGRAFIA
15        Kult - ARAHJA
16        Guns N'Roses - NOVEMBER RAIN
17        Republika - BIAŁA FLAGA
18        Pink Floyd - SHINE ON YOU CRAZY DIAMOND
19        Pink Floyd - HIGH HOPES
20        Pink Floyd - HEY YOU
21        Black Sabbath - PARANOID
22        Deep Purple - SMOKE ON THE WATER
23        Led Zeppelin - KASHMIR
24        Marek Grechuta - DNI, KTÓRYCH NIE ZNAMY
25        Metallica - THE UNFORGIVEN
26        Omega - GYÖNGYHAJÚ LÁNY (DZIEWCZYNA O PERŁOWYCH WŁOSACH)
27        Obywatel G.C. - NIE PYTAJ O POLSKĘ
28        Dżem - LIST DO M.
29        Pink Floyd - COMFORTABLY NUMB
30        Led Zeppelin - WHOLE LOTTA LOVE
31        Jimi Hendrix Experience - HEY JOE
32        AC/DC - HIGHWAY TO HELL
33        Kult - POLSKA
34        Metallica - ONE
35        The Beatles - YESTERDAY
36        Dire Straits - SULTANS OF SWING
37        Pink Floyd - TIME
38        U2 - WITH OR WITHOUT YOU
39        Marillion - KAYLEIGH
40        TSA - 51
41        Myslovitz - DŁUGOŚĆ DŹWIĘKU SAMOTNOŚCI
42        Queen - THE SHOW MUST GO ON
43        Kult - DO ANI
44        Kazik - 12 GROSZY
45        The Eagles - HOTEL CALIFORNIA
46        Red Hot Chili Peppers - CALIFORNICATION
47        U2 - ONE
48        Dżem - WEHIKUŁ CZASU
49        Louis Armstrong - WHAT A WONDERFUL WORLD
50        The Cranberries - ZOMBIE
51        Bob Marley - NO WOMAN, NO CRY
52        Sztywny Pal Azji - WIEŻA RADOŚCI, WIEŻA SAMOTNOŚCI
53        Guns N'Roses - DON'T CRY
54        R.E.M. - LOSING MY RELIGION
55        Genesis - MAMA
56        Michael Jackson - BILLIE JEAN
57        Kult - BARANEK
58        Dżem - WHISKY
59        Depeche Mode - ENJOY THE SILENCE
60        Sinead O'Connor - NOTHING COMPARES 2 U
61        The Animals - HOUSE OF THE RISING SUN
62        Pink Floyd - MONEY
63        Radiohead - CREEP
64        Jacek Kaczmarski - MURY
65        Red Hot Chili Peppers - UNDER THE BRIDGE
66        Guns N'Roses - KNOCKIN' ON HEAVEN'S DOOR
67        Dire Straits & Sting - MONEY FOR NOTHING
68        The Beatles - HEY JUDE
69        Turbo - DOROSŁE DZIECI
70        Czesław Niemen - SEN O WARSZAWIE
71        Bruce Springsteen - STREETS OF PHILADELPHIA
72        Sting - ENGLISHMAN IN NEW YORK
73        Eric Clapton - LAYLA
74        Eric Clapton - TEARS IN HEAVEN
75        Aya RL - SKÓRA
76        The Police - ROXANNE
77        The Doors - THE END
78        The Police - EVERY BREATH YOU TAKE
79        Metallica - MASTER OF PUPPETS
80        The Rolling Stones - ANGIE
81        Madonna - FROZEN
82        The Doors - LIGHT MY FIRE
83        Kult - DZIEWCZYNA BEZ ZĘBA NA PRZEDZIE
84        T. Love - WARSZAWA
85        Pearl Jam - CRAZY MARY
86        Hey - TEKSAŃSKI
87        Metallica - ENTER SANDMAN
88        Simon And Garfunkel - THE SOUND OF SILENCE
89        Grzegorz Turnau - BRACKA
90        Metallica - WHISKEY IN THE JAR
91        Europe - THE FINAL COUNTDOWN
92        Tadeusz Woźniak - ZEGARMISTRZ ŚWIATŁA
93        Sting - FRAGILE
94        Marek Grechuta - KOROWÓD
95        Bob Dylan - KNOCKING ON HEAVEN'S DOOR
96        Procol Harum - A WHITER SHADE OF PALE
97        Led Zeppelin - SINCE I'VE BEEN LOVING YOU
98        Pearl Jam - JEREMY
99        Nirvana - COME AS YOU ARE
100      Iggy Pop - THE PASSENGER
   
A wracając do tytułu, film obejrzałam już dawno i teraz tak sobie myślę, że moda na niektóre tragiczne legendy, jak na tango, Klimta czy Rimbauda, wraca co jakiś czas, a może te powroty są kreowane przez media w z góry zaplanowanych odstępach, mniej więcej co dorastające pokolenie? Kiedy film o Cobaine? Za 3 lata?
Ludzie są dziwni, niektórzy mają słabość do coverów, a  inni je nagrywają. Z Cohena, Stewarda, nawet, OMG, Prince’a… Płyta monotonna, aż dziwne, ze z tak różnych artystów skompilowana. Uspokajająca. Artystka zasugerowana przez siostrę rozdzielnomaciczną. W sam raz na leniwy wieczór.    

sobota, 1 stycznia 2011

Next year

Next Year,
Things are gonna change,
Gonna drink less beer
And start all over again
Gonna pull up my socks
Gonna clean my shower
Not gonna live by the clock
But get up at a decent hour
Gonna read more books
Gonna keep up with the news
Gonna learn how to cook
And spend less money on shoes
Pay my bills on time
File my mail away, everyday
Only drink the finest wine
And call my Gran every Sunday
Resolutions
Well Baby they come and go
Will I do any of these things?
The answers probably no
But if there's one thing, I must do,
Despite my greatest fears
I'm gonna say to you
How I've felt all of these years
Next Year, Next Year, Next Year
I gonna tell you, how I feel
Well, resolutions
Baby they come and go
Will I do any of these things?
The answers probably no
But if there's one thing, I must do,
Despite my greatest fears
I'm gonna say to you
How I've felt all of these years
Next Year, Next Year, Next Year



Tradycyjnie już, wieszając w piątej minucie po północy  na lustrze (żeby czytać i wbijać sobie do łba przy myciu zębów) listę postanowień, ozdobioną tekstem mojej ulubionej pieśni noworocznej, ze zdziwieniem niejakim skonstatowałam, że niektóre rezolucje Jamiego wypełniłam mimochodem, a część moich własnych postanowień wymagała prolongaty. Ale rachunek sumienia kiedy indziej.



Życzę Wam dotrzymania wszelkich mądrych postanowień i obietnic.   

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.