Żyję, żyję. Nie nadążam za życiem, więc postanowiłam dać się zdublować w połowie okrążenia.
Za dużo się wydarza, nie żeby zaraz spektakularnie, ale dużo, więc jak usiłuję to przefiltrować na blog to mi się sitko zatyka.
Kalcynacja duszy jest procesem ciągłym, a przecież można jasno oddzielić etapy. Teraz* jesteśmy w fazie nieruchomości: sprzedawanych, nabywanych, wynajmowanych, budowanych. Tak sobie myślę, bo przecież nie jest to oficjalny podział, jak w geologii. No i etapy nie trwają dziesiątki tysięcy lat, z wyjątkiem nieruchomości spłacanych. Te trwają całe eony. Więc u mnie w miarę constans, natomiast dookoła ciągle w tyglu wrze. Probówki pękają. Zaprzyjaźniony strych zakotwiczony książkami został wypowiedziany. Trzeba odkotwiczyć, książki muszą odlecieć. Poszukiwanie nowego kaloryfera trwa.
Mam wrażenie, że za własnymi myślami też nie nadążam. Pójdę sobie zatem.
* będąc po trzydziestce. Może to tylko kwestia ilości czerwonego wytrawnego Intulo, ale dalej się upieram, że przed czterdziestką to zupełnie inny stan ducha. Co rzecz jasna dowodzi niezbicie istnienia nie tylko babskiej logiki, ale i matematyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz