A w każdym razie bardzo chcę wierzyć że jest jak w tytule, niekoniecznie jak w całej piosence.
Bardziej dziś I can’t find myself.
Jakaś schizofrenia znów mnie dopada, i znów nie wiem czy to przypadłość moja czy rzeczywistości wokół… Z rok temu miałam tak samo…
Cały dzień prześladuje mnie wrażenie, że życie jest gdzie indziej, trzysta dwadzieścia pięć razy sprawdzałam kalendarz, notatki w telefonie i maile. Obrzydliwe wrażenie, że coś jest nie tak, że zapomniałam o czymś, miałam gdzieś być, że miałam coś zrobić, że… Znacie to uczucie? Jakby grać w filmie, do którego nie ma się scenariusza. Brrrr…
Nawet własnej melodii nie mogłam dziś znaleźć, od Faure’go i Strawińskiego
– orkiestra kameralna pod batutą McFerrina - po Gogol Bordello
(w sumie też Słowianie), aż po Cure i Black Stone Cherry
– wszystko dziś jak papier toaletowy, bez smaku, bez koloru. I nie wiem, czy to odwilż, czy rocznice, czy cisza przed jakąś burzą, czy idzie zmiana, która nadejść musi…. Nie wiem. Poczytałabym, skoro dzieci śpią, a nie jest zbyt późno, do postanowionej w prolongowanej rezolucji noworocznej godziny snu jeszcze daleko, ale nie mogę zdzierżyć tłumacza, który klasycznych Tancerzy Oblicza (Face Dancers)* przerobił na maskaradników (i to małą literą), a piaskale (sandworms) na czerwie pustyni. Nie mam siły na czytanie w oryginale, nie mam zresztą oryginału. O ile piaskale podstawiają się w moim mózgu same od kilku tomów, o tyle tych Face Dancers okaleczonych szkaradnie nie zniosę, i nie mogę się pozbyć ich z głowy, może to kwestia ilości słów i minuskuły?
Droga Okruszyno, jako tłumacz może mi podpowiesz, gdzie i jak czytelnik może zgłosić reklamację tłumaczenia (biblioteka ma paragon, ale nie mam pewności co do karty gwarancyjnej…)?
Z jasnych punktów dnia dzisiejszego: Sis donosi via Internet, że powstała inicjatywa o nazwie IV Międzynarodowy Dzień Walki z Paulo Coelho. Mniód na duszę mą!!! Teraz kolej na anty - Ken Wilber oraz anty - Elizabeth Gilbert**. Jostein Gaarder to przy nich trufla w koszyku pieczarek.
Oraz via mail Arturo donasza, że zaprasza, na co dzieci pisk, na co ja, że tak.
Może więc nie jest tak źle?
Oraz via mail Arturo donasza, że zaprasza, na co dzieci pisk, na co ja, że tak.
Może więc nie jest tak źle?
Ach, i skoro nie czytam, napomknę w ramach reklamy: mam za sobą dwa pokazy przedpremierowe: „The Black Swan” oraz „Mammut”. Oba mną wstrząsnęły, choc każdy inaczej. Może to kwestia mej nieustannej od „Leona” miłości do Natalie, ale swędziały mnie plecy, zamykałam oczy, gryzłam palce i powaliło mnie na łopatki. Także dwie tragiczne postaci, choć nie rysowane aż tak wyraźną kreską: Winona Ryder oraz Erica Hershey. No i Czajkowski! Obowiązkowo! Film drugi rozłożył mnie w innych tematach, i jakoś skojarzył mi się z „Eat, pray, love” – jak można na różnej (pseudo)głębokości oraz głębi prawdziwej, acz nie nachalnej, pokazać ludzką przemianę, żeby nie polecieć Coelho i nie napisać „drogę”. Niby oba filmy o kobietach (tak, tak!) ale przecież „E, p, l” nie sposób obejrzeć powtórnie, strata czasu. No i G. G. Bernal, któremu za uśmiech jestem w stanie wybaczyć i śmieszny akcent, i brak wzrostu (hmmm… skojarzenia bywają męczące), a któremu po raz pierwszy od „Y tu mama tambien” uwierzyłam. Nie miałam z tyłu głowy świadomości że on gra – świetnie, ale tylko gra, jak u Almodovara choćby – po prostu on był Leo i ja mu wierzę bez zastrzeżeń. Tak bardzo, że wierzę nawet w każdą nutę muzyki której sama bym nie włożyła w odtwarzacz (nie Górecki, tylko klubowo-taneczna, jakieś Amina i coś-tam, i Boney M – poczekałam aż do końca napisów). Obowiązkowo! Oba filmy pokochałam, różnymi kawałkami serca, ale mocno.
* mowa o „Diunie”, konkretnie o nieklasycznym zakończeniu całości, napisanym na podstawie notatek przez syna. Proszę nosa nie marszczyć. Wiem, co piszę, więc napiszę: to powinna być obowiązkowa lektura dla adeptów socjologii, nauk politycznych, socjologii religii, psychologii tłumu oraz nauk pokrewnych.
** skoro się wybulkałam, głównie w realu, na film "Eat, pray, love", zostałam napomniana że może by tak książkę. Zdzierżyłam po 3 fragmenty w każdej części, choć już po wstępie wiedziałam, że y-yy, never. Enrahah. W Italii i Indii się było, na Bali jeszcze nie, ale nie o to chodzi. Podtrzymuję tezę: pseudoduchowość. Skończmy na tym wyrażeniu, bo w nowym roku nie używam brzydkich słów.
** skoro się wybulkałam, głównie w realu, na film "Eat, pray, love", zostałam napomniana że może by tak książkę. Zdzierżyłam po 3 fragmenty w każdej części, choć już po wstępie wiedziałam, że y-yy, never. Enrahah. W Italii i Indii się było, na Bali jeszcze nie, ale nie o to chodzi. Podtrzymuję tezę: pseudoduchowość. Skończmy na tym wyrażeniu, bo w nowym roku nie używam brzydkich słów.
nie wiem, jak z Twoją ustawową godzina spania, ale ja jeszcze z godzinkę będę sprawdzać zadania domowe na rano.
OdpowiedzUsuńWiesz, myślę, że tłumacz chciał napisać książkę, ale mu nie wyszło i zajął się tłumaczeniem. I w tłumaczeniu frustracja niespełnionego autora wyszła;)
No ale czy ja mogę reklamację za spartaczoną robotę? ;-)
OdpowiedzUsuńCzy można poprosić o jakąś systematyczność w prowadzeniu dzienniczka? Czy ja już na pustyni po prostu żyję? Czy filmy Was z Brownie wciągnęły do jednej z fabuł i klops? ;)))
OdpowiedzUsuńHA!
OdpowiedzUsuńZajmuję się byciem Larą Croft, Wandą Rutkiewicz, Mają Plisiecką (na Nigellę i Monicę mało czasu), co powoduje zakwasy, co powoduje zmęczenie, a do tego zajmuje się wywiadówkami, przezywaniem problemów Starszej Siostry oraz metafizycznymi problemami Osoby-Znanej-Nam-Obu-a-Zamieszkałej-w-Innym-Mieście, piciem kawy z Ł., jedzeniem kolacji z pryncypałem, wysłuchiwaniem o romansie (w dosłownym niestety znaczeniu) Panny (??) Migotki, planowaniem wyjścia na łyżwy, czytaniem o Królewnie Aurelce (czemu jak ja byłam mała nie było takich bajek, byłabym inną babą)..... Kazde z ww wymienionych to temat na post, ale ja na CZYTANIE nie mam czasu nawet w hm, let's say it, w WC, a co dopiero pisać... Po raz pierwszy w zyciu sprofanowałam literature i przyswajam, przepraszam za wyrażenie, audiobuka! Tak, do tego doszło....
Ale obiecuję, że w przyszłym roku blog będzie w postanowieniach! Słowo!