wtorek, 11 stycznia 2011

Sun is on my side

A w każdym razie bardzo chcę wierzyć że jest jak w tytule, niekoniecznie jak w całej piosence.

Bardziej dziś I can’t find myself.

Jakaś schizofrenia znów mnie dopada, i znów nie wiem czy to przypadłość moja czy rzeczywistości wokół… Z rok temu miałam tak samo…
Cały dzień prześladuje mnie wrażenie, że życie jest gdzie indziej, trzysta dwadzieścia pięć razy sprawdzałam kalendarz, notatki w telefonie i maile. Obrzydliwe wrażenie, że coś jest nie tak, że zapomniałam o czymś, miałam gdzieś być, że miałam coś zrobić, że… Znacie to uczucie? Jakby grać w filmie, do którego nie ma się scenariusza. Brrrr…
Nawet własnej melodii nie mogłam dziś znaleźć, od Faure’go i Strawińskiego


– orkiestra kameralna pod batutą McFerrina - po Gogol Bordello

(w sumie też Słowianie), aż po Cure i Black Stone Cherry


– wszystko dziś jak papier toaletowy, bez smaku, bez koloru. I nie wiem, czy to odwilż, czy rocznice, czy cisza przed jakąś burzą, czy idzie zmiana, która nadejść musi…. Nie wiem. Poczytałabym, skoro dzieci śpią, a nie jest zbyt późno, do postanowionej w prolongowanej rezolucji noworocznej godziny snu jeszcze daleko, ale nie mogę zdzierżyć tłumacza, który klasycznych Tancerzy Oblicza (Face Dancers)* przerobił na maskaradników (i to małą literą), a piaskale (sandworms) na czerwie pustyni. Nie mam siły na czytanie w oryginale, nie mam zresztą oryginału. O ile piaskale podstawiają się w moim mózgu same od kilku tomów, o tyle tych Face Dancers okaleczonych szkaradnie nie zniosę, i nie mogę się pozbyć ich z głowy, może to kwestia ilości słów i minuskuły?
Droga Okruszyno, jako tłumacz może mi podpowiesz, gdzie i jak czytelnik może zgłosić reklamację tłumaczenia (biblioteka ma paragon, ale nie mam pewności co do karty gwarancyjnej…)?

Z jasnych punktów dnia dzisiejszego: Sis donosi via Internet, że powstała inicjatywa o nazwie IV Międzynarodowy Dzień Walki z Paulo Coelho. Mniód na duszę mą!!! Teraz kolej na anty - Ken Wilber oraz anty - Elizabeth Gilbert**. Jostein Gaarder to przy nich trufla w koszyku pieczarek.   


Oraz via mail Arturo donasza, że zaprasza, na co dzieci pisk, na co ja, że tak. 


Może więc nie jest tak źle?  

Ach, i skoro nie czytam, napomknę w ramach reklamy: mam za sobą dwa pokazy przedpremierowe: „The Black Swan” oraz „Mammut”. Oba mną wstrząsnęły, choc każdy inaczej. Może to kwestia mej nieustannej od „Leona” miłości do Natalie, ale swędziały mnie plecy, zamykałam oczy, gryzłam palce i powaliło mnie na łopatki. Także dwie tragiczne postaci, choć nie rysowane aż tak wyraźną kreską: Winona Ryder oraz Erica Hershey. No i Czajkowski! Obowiązkowo! Film drugi rozłożył mnie w innych tematach, i jakoś skojarzył mi się z „Eat, pray, love” – jak można na różnej (pseudo)głębokości oraz głębi prawdziwej, acz nie nachalnej, pokazać ludzką przemianę, żeby nie polecieć Coelho i nie napisać „drogę”. Niby oba filmy o kobietach (tak, tak!) ale przecież „E, p, l” nie sposób obejrzeć powtórnie, strata czasu. No i G. G. Bernal, któremu za uśmiech jestem w stanie wybaczyć i śmieszny akcent, i brak wzrostu (hmmm… skojarzenia bywają męczące), a któremu po raz pierwszy od „Y tu mama tambien” uwierzyłam. Nie miałam z tyłu głowy świadomości że on gra – świetnie, ale tylko gra, jak u Almodovara choćby – po prostu on był Leo i ja mu wierzę bez zastrzeżeń. Tak bardzo, że wierzę nawet w każdą nutę muzyki której sama bym nie włożyła w odtwarzacz (nie Górecki, tylko klubowo-taneczna, jakieś Amina i coś-tam, i Boney M – poczekałam aż do końca napisów). Obowiązkowo! Oba filmy pokochałam, różnymi kawałkami serca, ale mocno. 

* mowa o „Diunie”, konkretnie o nieklasycznym zakończeniu całości, napisanym na podstawie notatek przez syna. Proszę nosa nie marszczyć. Wiem, co piszę, więc napiszę: to powinna być obowiązkowa lektura dla adeptów socjologii, nauk politycznych, socjologii religii, psychologii tłumu oraz nauk pokrewnych.
** skoro się wybulkałam, głównie w realu, na film "Eat, pray, love", zostałam napomniana że może by tak książkę. Zdzierżyłam po 3 fragmenty w każdej części, choć już po wstępie wiedziałam, że y-yy, never. Enrahah. W Italii i Indii się było, na Bali jeszcze nie, ale nie o to chodzi. Podtrzymuję tezę: pseudoduchowość. Skończmy na tym wyrażeniu, bo w nowym roku nie używam brzydkich słów.     

4 komentarze:

  1. nie wiem, jak z Twoją ustawową godzina spania, ale ja jeszcze z godzinkę będę sprawdzać zadania domowe na rano.
    Wiesz, myślę, że tłumacz chciał napisać książkę, ale mu nie wyszło i zajął się tłumaczeniem. I w tłumaczeniu frustracja niespełnionego autora wyszła;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No ale czy ja mogę reklamację za spartaczoną robotę? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy można poprosić o jakąś systematyczność w prowadzeniu dzienniczka? Czy ja już na pustyni po prostu żyję? Czy filmy Was z Brownie wciągnęły do jednej z fabuł i klops? ;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. HA!
    Zajmuję się byciem Larą Croft, Wandą Rutkiewicz, Mają Plisiecką (na Nigellę i Monicę mało czasu), co powoduje zakwasy, co powoduje zmęczenie, a do tego zajmuje się wywiadówkami, przezywaniem problemów Starszej Siostry oraz metafizycznymi problemami Osoby-Znanej-Nam-Obu-a-Zamieszkałej-w-Innym-Mieście, piciem kawy z Ł., jedzeniem kolacji z pryncypałem, wysłuchiwaniem o romansie (w dosłownym niestety znaczeniu) Panny (??) Migotki, planowaniem wyjścia na łyżwy, czytaniem o Królewnie Aurelce (czemu jak ja byłam mała nie było takich bajek, byłabym inną babą)..... Kazde z ww wymienionych to temat na post, ale ja na CZYTANIE nie mam czasu nawet w hm, let's say it, w WC, a co dopiero pisać... Po raz pierwszy w zyciu sprofanowałam literature i przyswajam, przepraszam za wyrażenie, audiobuka! Tak, do tego doszło....
    Ale obiecuję, że w przyszłym roku blog będzie w postanowieniach! Słowo!

    OdpowiedzUsuń

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.