piątek, 28 grudnia 2012

słupy ogłoszeniowe (są własnością Szkopów)

Kup Pan, Pani, mieszkanie.
Tanio, pilnie, nóż na gardle. Koło młyńskie u nogi, kula żelazna, kuta, łańcuchem przybita. 

Bo ja w okolicy Mo-Kotów. 
Ale zasadniczo mieszkam w walizce. W krainie między-między. Hodowla hydroponiczna kwitnie i owoce przynosi.
Mieszkanie za ciężkie jest do dźwigania. 
Książki też. Alledrogo z punktu widzenia książek szukających nowych domów jest jednak alletanio. 

Zamieniłam majątek materialny na szczęście w życiu osobistym oraz wielu sukcesów w życiu zawodowym, bla bla bla, Christmas Party, bla bla bla. 
Potrzebne podpowiedzi na Sylwestra. Znaczy że repertuar, bez bla bla bla. Serendipty się przeterminowało, Poppy pojechała do ciepłych krajów na Święta, Almodovar się wyczerpał twórczością swą i brak mu chyba konceptu. Hobbita widziałam. 
Co by tu?

niedziela, 23 grudnia 2012

not dreaming of a white Xmas

Trzeciorzędne święto chrześcijańskie, nadbudówka ideologiczna wielkiego jedzenia pod pretekstem Dziecka, a właściwie porodu – czy to rodzi się słońce, czy człowiek, czy Bóg – zależy od aktualnego etapu rozwoju cywilizacji. Sol Invictus, Narodzenie, Jul, Gody, Saturnalia, no matter.
Święto bez dzieci jest kulawe.
Nie chce mi się i śnieg mi po nic.
Spać, czytać, obejrzeć Hobbita.
I nie myśleć. Taki plan.  

piątek, 14 grudnia 2012

Fantastyczny PR

Cherezińska, Grzędowicz, Schopenhauer, Stein, McMahan, dla równowagi Russell i znów Cherezińska. Posiadanie e-booka rozwiązuje odwieczny dylemat "którą książkę zabrałabyś na bezludną wyspę". Bo zabrałabym wszystką. Byle było gdzie doładować. Ale dlatego też nie pamiętam już, które z nich napisało, że do opowieści nie trafia to, co nadaje życiu smak: razem ucztujący towarzysze broni, aromat wina, zapach pieczonego mięsa i ciepło paleniska.
Stała kosmiczna.
Dlatego do mojej opowieści nie trafia teraźniejszość, do której tak trudno mi przywyknąć. Może i dobrze. Każdy dzień jest jak sobota albo urlop. Kawa rano ma inny smak, nad wszystkim co mnie otacza wisi chłopięcy uśmiech i ten niepowtarzalny błysk oczu.
Na kominku trzaskają sosnowe gałązki i dymią jakieś stare papiery i foldery reklamowe, głową bujam gdzieś na Midgaardzie, a zegar tyka.
- Ja zawiozę dzieci na trening.
- Ale dlaczego, to moje dzieci...
- Ty czytasz. Czytaj.
Nikt nigdy.
Żyję w bajce. Prawdziwej.

Z postanowień adwentowych - nie rozwodzić się nad stanem sezonowego przemysłu muzycznego.
Stała kosmiczna: Sting, Pink Martini, Dylan.

Królewna ćwiczy na flecie właśnie te kolędy, które mnie działają na nerwy. Trud wychowawczy.

Bez marudzenia o muzyce trudno jednak żyć.
A props Dylana. Zastanawia mnie fenomen niektórych przebojów. A właściwie zastanawia mnie, czy audytorium się zastanawia.
Testerem jest Junior. Bezbłędnym.
On wie, o czym jest polska wersja Lucy Phere. Number one w jedynie słusznym radio. Ciekawam, ilu słuchaczy zrozumiało przekaz.
Muńkowi - szacun za krzewienie wartości.   



  

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.