wtorek, 18 października 2011

Slightly mad

Dzieje się. Będzie się działo.
Porzucona przeze mnie korporacja udaje że się boczy, wymraża mnie metodą "na zawał" tzn. zawala mnie robotą. Oraz za żadne skarby nie wierzy, że nie czeka na mnie z otwartymi ramionami bezpośrednia konkurencja. Jakby krasnoludek nie mógł po prostu chcieć wrócić do bajki z którą jest bardziej kompatybilny, a w każdym razie wymiksować się z absurdu, w którym utknął.
Rynek przygląda się moim kompetencjom, a ja nie mam czasu sklecić sivi.
Zapominam o zebraniach i gubię auto na parkingu.
Wymyślam się na nowo, usiłuję usłyszeć moje serce, żeby znów nie skręcić sobie karku. Kiedy jednak zamykam oczy, zasypiam ze zmęczenia. Kiedy je otwieram, cały świat ma milion spraw którymi własnie ja mam się w jego mniemaniu zająć.
Latorośl ćwiczy na gitarze. Królewna też. Junior odcina się poprzez słuchawki i śpiewa do wtóru tego czegoś, do czego się przypiął kablem.
I'm going slightly mad.

Teraz Sister powinna napisać, że skoro słucham Queen, to coś jest na rzeczy. Nic. Na razie nie ogarnia mnie panika, może to źle?
To nie ja. To dzieci mnie terroryzują.

niedziela, 2 października 2011

Arbuzowe zjem tabletki dwie

Cierpię na niedobór snu oraz nadmiar słów.
Nadmiar słów objawił się ostatnio pisarsko. W dziele wiekopomnym kluczowe były, jakże romantyczne, wyrażenia "stosunek", "rozwiązanie", "praca" oraz "okres" i "wypowiedzenie". Niestety, adresat czy też publika nie zareagowała należycie. Myślą.
Jakby było nad czym.
Powinnam być przerażona własną lekkomyślnością. Nie jestem.
Powinnam rozpaczać nad hipoteką. Nie rozpaczam.
Powinnam dołować się statystykami. Nie chce mi się.
Cieszę się jesienią, choć rękawiczki, szalik i kaszkiecik mnie nie opuszczają, co najwyżej wędrują do torby na wszelki.
Jestem spokojna, mimo wielości opcji i możliwości, mimo niepewności.
Dorastam do stoicyzmu.

Nie chce mi się być dorosłą. Ale jeśli muszę, to przynajmniej będę zadowolona z życia. I będę słuchać serca. Banał jak cholera. Ale właśnie to robię, i uwierzcie mi na słowo, że kiedy się to robi, jest to za każdym razem odkrywcze jak prapremiera płyty albo jak pierwszy kasztan, który jakiś czas temu spadł mi pod koło roweru.      Teraz będzie mieszkał w kieszeni aż do lutego, będąc takim małym, spokojnym kołem ratunkowym. Wiecie przecież, jak dobrze jest poczuć gładkość kasztana w kieszeni, złapać się go, uczepić, dzięki niemu nie utonąć w codzienności.
*
- Po co ci skakanka w aucie?
- No jak po co?! Do skakania!
*
-...... blablabla (kłótnia)
- A nieprawda, mama rządzi! Mama jest w domu bogiem!
- Głupi! Boginią mama jest!
*
Słucham serca.
Nigella twierdzi, że serce domu to kuchnia. Może.
Komuś snickersową muffinkę? 

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.