Dawno, dawno temu...
A może nie - po prostu w innym czasie, w innym mieście, w innym stanie umysłu - ale czy na pewno innym? - siedziałyśmy, nie do końca legalnie, na klasztornym strychu, na który wymykałyśmy się z internatu.
Wlazik i ja. Ja i Wlazik.
Taka ksywka.
Jeden z przykładów na starą tezę, że prawdziwa więź przyjaźni niezależna jest od faktów, życiowych wydarzeń i geograficznych odległości. Można się nie widzieć lat 20, nie rozmawiać 10 czy 12, a spędzić całą noc na rozmowie tak, jakby ten strych był wczoraj, i tylko błahostka przerwała nam fascynujący wątek. Rozmowie o rzeczach ważnych, nie o życiowych faktach (niczego dramatyzmowi codzienności nie ujmując), o tym, co konstytuuje byt - w codzienności i wieczności.
Potem znów przerwa, na zmiany w życiu, i jednak coraz więcej odczuwalnego braku, tęsknoty za więzią. Nomen-omen.
Umawianie się na nocne długie rozmowy w okolicy stolicy to coś, czego nie lubię, nie rozumiem, nie akceptuję. Jak tu się umawiać na "za miesiąc"?
Ale śledzę. Zaglądam na jutuba. Słucham. Czytam. Może nie w Tacones Lejanos, wszak medium to ideologicznie rozbieżne, ale już w Powszechniku Tygodniowym czy na blogu - tak. Oraz krytyki - męskie - w KAI.
I zastanawiam się, dlaczego na te teksty nie ma szerszego odzewu. Dyskusji ogólno--- społecznej, krajowej, kościołowej, w ogóle ogólnej.
Wiem dlaczego.
Bo nawóz historii.
Bo spory akademickie o diabłach i aniołach na czubku szpilki. A przecież ludziom (kobietom!) bardziej potrzebne kartofle i masło.
Przypomina mi się rysunek - także niestety z Wysokich: kobieta siedzi na gałęzi, którą sama, własnoręcznie, klasyczną piłą zębatą od pnia odcina. I podpis: jak ja nie cierpię feministek. Tak mówią kobiety, które chodzą w spodniach. Rozwodzą się. Albo nie. Głosują w wyborach. Albo nie. Jeżdżą samochodami. Albo nie. Z własnego wyboru. I z własnego wyboru nie lubią feministek. Tych, dzięki którym ten wybór mają.
Wiadomo, feministki są złe. Mają wąsy, garby i pragną krwi niewinnych (na przykład nienarodzonych). Oraz winnych (na przykład mężczyzn).
A to dokładnie tak, jak z chrześcijaństwem.
Feminizm nie jest religią, ale ma wiele odcieni, denominacji, nurtów i idei.
Chrześcijanie to nie tylko katolicy czy luteranie.
Feministki to nie tylko lewicowe odgryzarki penisów.
Zaś bierność kobiet w sprawach opisywanych przez Halkes, Melonowską, Adamiak, a nawet - tak, ja to piszę! - Graff czy Chutnik, przypomina mi scenę z Devil wears Prada. Pamiętacie? Meryl Streep uświadamia Anne Hathaway, że - chcąc nie chcąc - żyje w pewnej - obiektywnej - rzeczywistości symbolicznej.
- Coś cię śmieszy?
- Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu dla mnie oba paski są identyczne. Dopiero uczę się o tych rzeczach.
- "Tych rzeczach?" Myślisz, że to nie ma nic wspólnego z tobą. Ty idziesz do swojej szafy i wyciągasz...na przykład ten niebieski, grudkowaty sweter, bo chcesz przekazać światu, że jesteś zbyt poważną osobą, by zwracać uwagę na to, co na siebie zakładasz. Lecz nie wiesz, że ten sweter nie jest po prostu niebieski. Ani turkusowy, ani lazurowy. Można by rzecz, że jest modry. Ponadto, żyjesz sobie słodko z niewiedzą, że w 2000 r. Oscar de la Renta stworzył kolekcję modrych sukni. Później był Yves Saint-Laurent z modrymi, wojskowymi kurtkami. Następnie modry zagościł w kolekcjach 8 projektantów. Kolor ten przeniknął domy towarowe. Nagromadził się w jakimś dramatycznym zakątku, a ty wyłowiłaś go z kosza wyprzedaży. Jednakże, ten kolor symbolizuje miliony $ i dużo miejsc pracy. Zabawne, że twoim zdaniem dokonałaś wyboru, który wyłącza cię z branży mody, kiedy prawda jest taka, że nosisz sweter wybrany dla ciebie przez ludzi z tego pomieszczenia... spośród sterty rzeczy.
Z całą moją miłością do Justyny i Jej idei, z całym podziwem dla Jej odwagi (tak! bo krytykować w Polsce JPII, pozostając całym sercem, a także formalnie, w Kościele, to jest ODWAGA), porównanie to nie ma umniejszać Jej walki z zapyziałym patriarchatem i bezrozumną czołobitnością wobec - nieznanych wszak - wątków teologii, a jedynie tchnąć - we mnie zapewne przede wszystkim - nadzieję, że Jej akademickie postulaty zostaną ideami tak obecnymi w rzeczywistości, jak powietrze. Jak grudkowate swetry. Jak prawo do założenia spodni czy do głosowania.
Amen.