Z zamkniętymi oczyma mogę wskazać tych z PT Czytelników którzy mnie tu zaraz oświadczą że fado to wycie i jęczenie.
Ale mam fazę na fado, wyję i jęczę, bo życie mi dało w dupę z okazji poniedziałku.
W całej gamie odcieni parszywości, od pierdół zawodowych, po zupełnie zasadnicze rozbieżności ontologiczne i epistemologiczne między rzeczonym życiem a mną. Które to rozbieżności rzeczone ma głęboko w dupie. A ja nie, i znów rozbieżność.
Niestety ja wyję w mniej wyrafinowanym języku, i gubię melodię jęku.
E, nie chce mi się marudzić.
Jest dobrze. Mimo fado. Fado bywa bailarico - do tańca.
Poruszam się zygzakiem po wsi po jednej jak dotąd wydeptanej ścieżce, i są ludzie którzy mnie poznają i dzieńdoberują pierwsi. Zadomawiam się, hodowla hydroponiczna kwitnie, ściągam energię z otoczenia.
I z fado.
I z Oficera.
I dziękuję za wysłuchanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz