Tytuł z Vampire Weekend, album Modern Wampire in the City.
Nie, nie że z seksem się kojarzyć ma. Raczej chodzi o to, żeby sobie P.T. Czytelnicy w przerwie między zarabianiem na składki ZUS a zarabianiem na
podatki (dzień wolności podatkowej 2013 jeszcze nie nadszedł, a ja potrzebuję
na rentę inwalidzką, o czym w dalszej części) zasięgnęli wiedzy o wymienionym
utworze drogą internetową na własną rękę, gdyż podajnictwo blogowe szwankuje.
Enjoy the music.
A ja tymczasem rozważę spożytkowanie czasu na pisanie scenariusza "The Pregnancy in the City"
Horror? Komedia? Dramat?
Koniecznie z zaznaczeniem, w jakim państwie leży city. Dawno bowiem nie widziałam oczu tak okrągłych z niedowierzania i zdziwienia jak oczy amerykańskie. Obmywana przez przypływy i odpływy cuba libre, jacka danielsa tudzież innych tego typu napojów, po kilku kolejkach wzbudzałam już niemałe współczucie jako samotna syrenka uczepiona szklanki mangowego lassi niczym skalistej wysepki. Ponieważ procenty, co naukowo udowodnione, znacznie podnoszą zdolności językowe, dyskusja zdryfowała na porównywanie systemów ubezpieczeń społecznych i pomocy socjalnej tu i tam.
Są na świecie systemy, o których naukowcom amerykańskim się nie śniło.
*
Jedyną dobrą stroną PKP jest coffee heaven na dworcu, z kawą - a jakże - wiśniową. Jak się nie myśli w kategoriach chemii i konserwantów e oraz
aromatów identycznych.
Metro i inne autobusy stron jaśniejszych nie posiadają. Trudno
się cieszyć z możliwości uzupełnienia wiedzy książkowo-gazetowej z cudzym
łokciem pod pachą, wonią skarpet i połową cudzego pośladka (mało niestety
atrakcyjnego) wbitego w biodro. O ślepocie uprzejmych i rycerskich Polaków (ciągnących damską rękę do cmoknięcia) na brzuch, nie wspomnę…. Nawet brzuch
ostentacyjnie wbity w koszulkę z krzykliwym „9”, nie oznaczającym bynajmniej
reklamy żadnego z filmów pod tym tytułem („Nine” to strata czasu, „9” –
przeciwnie). Tu chylę czoła przed amerykańskim H. Fordem, prapradziadkiem czerwonej lux-torpedy, rozwijającej z górki zawrotne prędkości za cenę mniejszą niż życzą sobie koleje za tę samą odległość. Jedyny mankament lymuzyny to brak opcji upgrade'u z samochodu 4 osobowego (w sumie to 5 na wcisk, nie licząc psa, a nawet 6 - pod warunkiem że 2 osoby są w kompresji) do 6 osobowego w okresie postdekompresyjnym.... Może ktoś ma pomysły?
*
„Ciążę można uznać za chorobę pasożytniczą, samoistnie
wyleczalną”. To sformułowanie natomiast, od biedy, można uznać za kiepski żart.
Jednak P.T. Czytelników uprasza się o dzielne zarabianie na
ZUS, gdyż najnowsze badania naukowców korporacyjnych, nie amerykańskich,
wykazały, że ciąża powoduje atrofię mózgu, zanik kompetencji, redukcję
jestestwa do parametru samopoczucia. Zaprzyjaźnione matki wielodzietne radzą
odpowiadać na pytanie „Jak się czujesz?” - „Dziękuję, źle”. Podobno pomaga. Nie
odkryto jeszcze – poza „Odwal się” – skutecznej odpowiedzi na pytanie „Chłopak
czy dziewczyna?”. P.T. mają jakieś pomysły? W ogólnospołecznym odczuciu te dwa
pytania wyczerpują arsenał zainteresowań kobiety przy nadziei. No,
ewentualnie krępującą ciszę można przerwać pytaniem o termin porodu lub w
wersji zaawansowanej matematycznie o miesiąc ciąży.
Skandalem i zamachem na moralność publiczną jest usiłowanie
pracy w stanie odmiennym (BTW odmiennych cholera jasna od czego? Jestem kobietą
i to stan NORMALNY oraz NATURALNY). Nieistotnym jest, że stan ten,
nieuświadomiony korporacji, nie wadził pracy 14 h/dobę. Uświadomiony zaś
powoduje natychmiastową i nieodwracalną degradację do stopnia pracownika
nielojalnego, podstępnego, zdradliwego i nieużytecznego ze względu na
postępującą (prawdopodobnie geometrycznie) wraz ze wzrostem brzucha ogólną
niepełnosprawność.
Kobieta w ciąży zdolna jest do jazdy na rowerze, zarówno
stacjonarnym, jak i nie (szkoda tylko, że coraz bardziej miejskim, bo na
terenówce z normalną „męską” ramą się potomstwo buntuje i pedałuje – wprost w
pęcherz czy tam inne wątpia). Potrafi także pływać, ćwiczyć z hantelkami,
obręczami, taśmami, rollerami oraz założyć nogę za głowę i poprawnie wykonać
„głowę krowy” czy jak tam zwał korkociąg. Nie potrafi natomiast prowadzić
samochodu, obsługiwać komputera, siedzieć przy biurku, nie nadaje się do
pokazania ludziom, straciła resztki umiejętności analitycznych i kreatywności.
Rozmowy na tematy inne niż kiszone ogórki, modele wózków, ustawa o urlopach
macierzyńskich i rwa kulszowa prawdopodobnie zostały zakazane jakimś ukazem korporacyjnym,
albo jeszcze wyższego stopnia, jacyś oni tak zdecydowali.
Sugestia o planach i grafikach na najbliższe miesiące
storpedowana została otwartą sugestią, że w twoim wieku… oraz skierowaniem po
zwolnienie lekarskie. Argumenty ekonomiczne, kadrowe, pseudozrowotnoprorodzinne
i ogólnobzdurne poparte zostały wyimaginowanymi zapisami rzekomo występującymi
w kodeksie pracy. Oczywiście są interpretacje, opinie, adwokaci i sądy, ale
ciąża ma czas ograniczony. Kapitulacja wobec chorego systemu wywołuje dziką
frustrację i rozczarowanie.
Nie zostaje mi nic innego jak apelować o sumienne płacenie
składek w celu sfinansowania mojej renty inwalidzkiej, znaczy, zasiłku
ciążowo-macierzyńskiego.
Polska jest na 209 miejscu wśród 220 krajów w których bada
się dzietność kobiet. Polityka prorodzinna jest galopująca. Roczny urlop, hurra
wiwat, ale co POTEM? Otwarte ramiona pracodawcy? Dla potomka żłobek? W okolicy
więcej prywatnych szkół, przedszkoli i żłobków niż sklepów spożywczych. To
świadczy o popycie i braku państwowej podaży. W ramach korzystania z polityki
prorodzinnej zatem będzie próba wyłudzenia przedszkola metodą na rodzinę patologiczną, rozbitą,
zrekonstruowaną i nieformalną w postaci wielodzietnego ojca samotnego. Pod
sprytnym kryptonimem polityki prorodzinnej w naszym pięknym kraju zakamuflowano
bowiem zinstytucjonalizowane wsparcie patologii. Formalizacja rekonstrukcji
rodziny zakrawa w obliczu przepisów na śmiertelny grzech przeciw budżetowi
rodzinnemu wspieranemu przez zwroty z PITów rodzica nieobrączkowanego oraz
przeciw żłobkowo-przedszkolnej punktacji.
W szkole zawisło ogłoszenie o możliwości dorzucenia się
hojną ręką budżetową do przyszłorocznoszkolnych obiadów dla dzieci,
spełniających jednocześnie dwa kryteria: należy być potomkiem rodziny
narkotycznej lub alkoholowej i płacić podatki na terenie gminy. O ile
udowodnienie płacenia akcyzy jest dość proste, wszak monopolowy zza rogu wyda
paragon z adresem gminnym i akcyzę odprowadzi, o tyle jak uwiarygodnić podatek
w przypadku narkotyków, nielegalnych podobno? Chyba że chodzi tu o potomstwo
okolicznych lemingów, zarabiających krocie, wypełniających PIT z odliczeniem z
powodu ciężkiej oraz kosztownej hodowli potomka jedynaka i odreagowujących
skrętem, amfą i dopalaczem oraz ekskluzywnym psychologiem?
Wot, prorodzinna logika MOPSu.
To ja już sobie pójdę. Jak przystało niepełnosprawnej ciężarówce - na kajaki, w towarzystwie mundurowym. Może Amerykanom wytrzeszcz oczu przeszedł, żeby nie napisać: wywietrzał (razem z cuba i mad dogs...)