Dobre, intensywne i obfite było, ale zgubiło się.
Być może w chmurze, która po zabójczych upałach spowiła Otryt tak, że na twarzy osiadała warstwa wody a widocznośc była ujemna - można było co najwyżej zajrzeć we własną duszę. Za najbliższe drzewo już trudniej.
Być może podtopiło się w rwącej i krętej Rawce, kidy zaliczywszy wywrotkę wdrapywałam się do kajaka (Junior, okazało się, jest zbyt małym balastem do zrównoważenia siódmego miesiąca, dociążonego malowniczym siniakiem w kształcie serca na udzie). I przemoczone - obraziło się.
Lub ktoś mi lato ukradł. Tak po prostu, korzystając z nowiu nad Baligrodem i manewrując, by pozostać niewidocznym w cieniu między jednym a drugim meteorem tnącym Mleczną Drogę.
Na pociechę bzdurka z Brytfanii. Taka zamorska wersja sezonu ogórkowego. Bo mam słabość do harcerstwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz