Nie jest prawdą, jakobym nie pisała.
Szuflada elektroniczna się już nie domyka.
Pisuję także do gazet niepoprawnych, bo z okazji dnia matki Naczelna Feministka doprowadza mnie do rozpaczy i stanu kill'em all. Najbrzydsza Feministka natomiast zaczyna jakby myśleć logicznie i życiowo, co zasługuje na pochwałę (urody jej niestety to nie dodało). Najbardziej Denerwująca (mnie) Feministka też pisze, ale e-bookiem gardzi, więc nie czytam.*
Ad rem.
Piszę.
Dopadła mnie jednak skumulowana zaległa poczwórna depresja poporodowa, objawiająca się m.in. niemożnością zredagowania i wystawienia postów.
Objawowe leczenie czekoladą nie daje, panie doktorze, efektów. Co gorsza, mnie czekolada idzie jak zawsze w biust - skutkiem tego pozbawiam się prawa do głośnego wzdychania. Nieszczęśliwe bowiem mogą być jedynie matki-kaszaloty. Mnie nikt poważnie nie bierze, bo ja sobie zawsze poradzę. Taka nieracjonalna legenda miejska. A teraz i małomiasteczkowa.
Do dupy z tym wszystkim.
* Bywało już o nich drzewiej...Środa, Chutnik, Graff
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz