Et unam sanctam cathólicam et apostolicam Ecclésiam
etc. etc...
Który z
określników jest najważniejszy?
Mam problem z Kościołem.
Pewnie nie tak duży, jak on ze mną, ale jednak.
Może to nie tyle problem, ile całkiem bolesny dramat. I nie chodzi mi o bycie skrzywdzoną przez Kościół jako Instytucję na skutek moich własnych, coraz bardziej świadomych wyborów.
Po prostu dramat wiara vs struktura
Mam problem z Kościołem.
Pewnie nie tak duży, jak on ze mną, ale jednak.
Może to nie tyle problem, ile całkiem bolesny dramat. I nie chodzi mi o bycie skrzywdzoną przez Kościół jako Instytucję na skutek moich własnych, coraz bardziej świadomych wyborów.
Po prostu dramat wiara vs struktura
Akt I.
Nie jestem rewolucjonistą, nie chcę być też
reformatorem. Jestem człowiekiem, który pragnie jeszcze lepiej rozpoznać
potrzeby Kościoła, do którego jestem posłany.
A co,
Ekscelencjo Prymasie, jeśli potrzebą
Kościoła, tego, który ma być żywy i w którym ja chcę mieć swoje miejsce, jest zmiana – reforma, nie rewolucja! – ale zmiana właśnie?
Niejaki Bergoglio,
new pope – new hope, jest bardziej
radykalny niż polski episkopat.
Może zbyt radykalny jak dla Frondy: skromny, ubogi nie tylko duchem, prosty, uśmiechnięty.
Bierze się za bary z biurokracją i finansowymi przekrętami, z przerostem formy.
Rozumie, że jeśli ma być znakiem w świecie współczesnym, to nie może być runą czy hieroglifem. Znak ma być prosty, czytelny i jednoznaczny. Co nie znaczy że prostacki czy łatwy w odbiorze. Odczytywanie znaków to wysiłek. Wszystko jednak ma granice, kto chciałby czytać po chińsku?
Trudno mi trwać w strukturze bez zastrzeżeń nie dlatego, że brak mi pokory wobec biskupów.
Może zbyt radykalny jak dla Frondy: skromny, ubogi nie tylko duchem, prosty, uśmiechnięty.
Bierze się za bary z biurokracją i finansowymi przekrętami, z przerostem formy.
Rozumie, że jeśli ma być znakiem w świecie współczesnym, to nie może być runą czy hieroglifem. Znak ma być prosty, czytelny i jednoznaczny. Co nie znaczy że prostacki czy łatwy w odbiorze. Odczytywanie znaków to wysiłek. Wszystko jednak ma granice, kto chciałby czytać po chińsku?
Trudno mi trwać w strukturze bez zastrzeżeń nie dlatego, że brak mi pokory wobec biskupów.
Brak mi
szacunku dla hierarchów, którym brak pokory.
Brak mi
także wytrwałości i cierpliwości do samodzielnego szukania tego, do czego
podania mi został wyznaczony ktoś inny. Kazania i ogólny rys duszpasterski w
kościele za rogiem nie zupełnie mi nie odpowiada. Nie podoba mi się i już. Nie tylko mi. Parafia –
kilkanaście tysięcy dusz, a nie pomnę – poza Triduum - mszy, na której
zabrakłoby miejsc siedzących. W kościele rozmiarów kościółka wiejskiego. Wieś,
w której nocuje po pracy w stolicy tysiące przedstawicieli tzw. nowej klasy
średniej – ludzi po co najmniej jednych studiach, żyjących w świecie wyzwań
emocjonalnych, intelektualnych, duchowych. Ludzi, dla których Kościół mógłby
być miejscem rozwoju. Niestety, proboszcz przeoczył zmianę, nie zobaczył tych
wszystkich zamkniętych osiedli w okolicy i aut z napędem na 4 koła – i
duszpasterstwo nadal toczy się według modelu pracy wśród kilkuset dusz rolniczych,
dwu mszy między serialami dla emerytek. Z całym szacunkiem do rolników i ich –
ale nie mojej duchowości.
Oczywiście,
mogę świętować dzień pański czterogodzinnymi wyprawami do Dominikanów, ale nie
o to chyba chodzi w powszechności KRK i terytorialności wspólnot. Trudno, tak
jakoś jest, że duch duchem, ale pożywienia także intelektualnego mu czasem
trzeba, nie tylko rytuału i obrządku w stylistyce folklorystycznej, nie zawaham
się użyć tego słowa: magiczno- bałwochwalczej, maryjności.
Ktoś
zdiagnozował postawę hierarchii ( i nie tylko) jako syndrom oblężonej twierdzy.
Albo ktoś siedzi w ciasnych murach z nami, albo oblega. Tak oblężonym dobrze i
wygodnie w tym zagrożeniu, że nie zauważają wymykających się dziurą w murze.
Wcale nie na stronę wroga, ani nie na własną. Po prostu – na wolność od
zaduchu. A oblegający? Nie te czasy, oblegający się zniechęcają dość szybko,
mają tyle ciekawszych rzeczy. Serial w TV choćby. Oblężeni jednak lubią być
oblegani, nawet jeśli tłum wrogów to fatamorgana. Trzeba mieć wszak jakiś cel.
Może być i fatamorgana, przed którą pod matki boskiej obronę.
Tylko która
matka boska w Polsce jest najskuteczniejsza i najlepsza? Ta z Częstochowy,
oficjalnie rządowa? Czy może ta z Opola, co to ją jeden książę drugiemu ukradł,
bo wiadomo, jak Kali i jak Kalemu…Got mit uns,
na Śląsku też.
Ta od ziół
czy ta od różańca? Ta co pokazuje się na szybie czy na krzaczku?
Ciekawe, co na to Miriam, ta młoda Żydówka z nieślubnym dzieciakiem stojąca w kobiecej części synagogi… niejaka Matka Boska…
Ciekawe, co na to Miriam, ta młoda Żydówka z nieślubnym dzieciakiem stojąca w kobiecej części synagogi… niejaka Matka Boska…
Jak
zdiagnozowałyby choćby i feministki-żęderystki czy jakieś tam antropologinie,
socjologinie kultury czy inne ideolożki schizofrenię matkoboskową, czy szerzej,
niespójność patriarchalnego „ojciec rozwścieczony siecze”.
Przecież w
całym chrześcijaństwie chodzi o bliskie relacje z Bogiem, z rozpędu
judeochrześcijańskiego, męskoosobowym.
Bez pośredników, z pomocnikami ewentualnie. Ale w takim razie dlaczego ”się do matki uciecze”?
Jak rozwydrzona gimbaza „mamo, powiedz tacie, że mam pałkę z matmy…ale niech tata nie idzie na wywiadówkę, bo potem jest impreza, zapytaj tatę czy mogę iść do Kajtka, będę grzeczny, obiecuję…”
Bez pośredników, z pomocnikami ewentualnie. Ale w takim razie dlaczego ”się do matki uciecze”?
Jak rozwydrzona gimbaza „mamo, powiedz tacie, że mam pałkę z matmy…ale niech tata nie idzie na wywiadówkę, bo potem jest impreza, zapytaj tatę czy mogę iść do Kajtka, będę grzeczny, obiecuję…”
A poza tym
niemęskoosobowo to w kościele można myć podłogi albo gotować na plebanii. Niemęskoosobowe
jest gorsze, chyba że tę imprezę u Kajtka załatwi ze starym, to wtedy się
postawi fotkę w niebieskim, z niemowlakiem, koło łóżka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz