A także
kontra mamina bielizna w szufladzie, książki na półce, i rysunki Królewny i
Juniora na ścianie.
Kontra
kontrze niemalże.
Dżihad
kontra Godżilla.
Jestem
zmęczona. Mały Człowiek 1 listopada postawił pierwszy krok, do świętości.
Maminej.
Jeden mały
krok człowieka, wielki krok ludzkości.
A potem już
pooooszło. Czy raczej pobiegło.
Wolę chyba
dzieci chodzące jak Kiwaczek (Czieburaszka?!), prawo-lewo, majestatycznie,
ostrożnie, na pulchnych niemowlęcych nóżkach - grubo po skończeniu roku.
Ćwiczenia z
cierpliwości mam zaliczone z nawiązką. Mały Człowiek zyskał przydomek Tadżilla,
zamiast Centylka.
Małe toto,
chude, ale bateryjki samoładujące napęd dają godny pershinga i zasięg skuda.
Jestem
zmęczona.
Uregulowany
mam tryb życia, przewidywalny jak monsun: przeczytam dwie strony książki –
zbieranie makaronu – pół strony odrobionego przez Juniora zadania – łapanie
spadających przedmiotów – 30 min drzemki (w co tu szybko, matko, ręce włożyć,
może pazury zdążę polakierować) – pranie – plucie kaszką, wolę mamo cytrynę z
herbaty wcierać sobie we włosy – dwie strony zadania – Tadżilla oddaj
podręcznik, podrzyj sobie gazetę, zobacz, fajna, kolorowa gazeta…..
Dlaczego
dzieci gardzą prasą kolorową? Przecież to nie Fakt czy Wybiórcze Obcasy?!
Przeraża
mnie, że do tej regularności dojdą nieprzewidywalne korki na trasie dom-żłobek
– praca-sala szkoleniowa – dom oraz wspierająca polityka prorodzinna korporacji
(w reklamie korpo ma uśmiechnięte stadko typu 2+2, wszyscy z implantami w
kolorze śniegu) pod hasłem „albo przywileje dla matek z kodeksu pracy albo
praca, na twoje miejsce jest….” oraz państwa: zero publicznych żłobków w całej
gminie. Ani jednego, ostatni zamknięto w czerwcu, zaraz po uruchomieniu
programu Karta Wielkiej Rodziny. Wiadomo, rodzinie z 4 dzieci bardziej przyda
się rabat do Almy i jubilera Kruk niż żłobek za mniej niż 1200 zł. Logiczne.
Chyba jestem
w tym okresie życia, kiedy następuje kompletne zmęczenie potomstwem własnym, a
pokłady miłości, cierpliwości i czekolady przeznaczone dla wnuków jeszcze się
nie zmagazynowały.
Będę wredną
babcią, czekoladę sama zjem. A co!
Należy mi
się za te czerwone stringi w których – na głowie – Tadżilla paradował ze dwa
dni temu i nie chciał oddać? Należy!