środa, 14 stycznia 2015

I wanna hold your hand...

Nie wiem, jak było w czasach The Beatles, ale zima jest. Wieje. Pada. Paskudnie.
Od miesiąca z okładem każdy normalny człowiek nosi rękawiczki. Nie tylko, gdy nurkuje.
Nadszedł jednak czas, kiedy i latorośl, gdy nikt nie widzi, zakłada czapkę i rękawiczki. A nawet używa - olaboga - kremu.
Nie tylko on. Skóra schnie.
- Czy my mamy, kochanie, jakiś krem do rąk?
Patrzę: sztuka kremu do rąk jest w każdej mojej torebce. Na biurku. Na nocnym stoliku. Na komódce Małego Człowieka. Obok zlewu kuchennego. W pralni. W przedpokoju. Koło umywalki.
Ruszam zatem na wyczerpujące poszukiwania jakiegoś kremu. 
Przynosi ulgę, ma tylko jedną wadę: pachnie.
Wnioskuję zatem do P.T. producentów o uruchomienie linii kosmetyków o zapachu, dajmy na to, smaru. Albo zużytego oleju silnikowego.
Możnaby go sprzedawać jako afrodyzjak randkowy. Do podrywu.
Nie wypada wszak dotykać kobiety dłońmi o skórze szorstkiej i spękanej.
Zapach rzeczonych utensyliów mógłby sugerować wybrance, że macho jest macho, i potrafi wiele. Auto naprawić na przykład. 
O!
Któż się oprze macho z samochodem własnej naprawy?!
Jest tylko pewne niebezpieczeństwo. Babska zdolność do nadinterpretacji i życzeniowego traktowania stricte, nie owijajmy w barchany, seksualnych sygnałów, gotowa doprowadzić niejedną młódkę do złudnego przekonania, że właściciel miękkich dłoni potrafi także pralkę obsłużyć. Albo odkurzacz. Zmywarkę...    
I oszustwo matrymonialne gotowe. 
Ja to wiem.

Pralka gabarytów wielodzietnych, z suszarką, zakończyła bowiem żywot równo z gwarancją. A w każdym razie zakończyła działanie w paśmie akustycznego komfortu. Wyjechała z pralni i służy nam od pół roku (przypomnieć zatem już czas....) za stolik/półkę/szatnię. Zadziwiające, jak taka pralka może wpłynąć na zwyczaje rodzinne i powstawanie odruchów komunikacyjno-lingwistycznych. Widział ktoś gdzieś moje klucze/dokumenty/bluzkę/zeszyt/portfel/pieluchy/krem do rąk/picie Małego/buty?..... Na wszystko jest jedna, odruchowa, naturalna odpowiedź: Sprawdź na pralce!
Ale ad rem:
Pan Oficer przytargał zatem praleczkę kawalerską, niewielką, zdaje się używaną (w brudnym nie chadzał). Znaczy, prał. Znaczy, bosko.
Jednak, padłwszy niebacznie ofiarą oszustwa quasimatrymonialnego - mimo braku zapachu smaru na dłoniach - po miesiącach używania pralki kawalerskiej do celów rodzinnych usłyszałam z otchłani pralni dramatyczny apel właściciela: 
- Misiuuuuuu, pranie trzeba zrobić, nie wstawaj, powiedz tylko jak nastawić pralkę!

Kurtyna

A, nie... Jeszcze nie. 
Informuję, że proszek do białego to ten z napisem W H I T E.



1 komentarz:

  1. Brzmi jakoś znajomo.
    Prorokuję zatem, że niedługo może zacząć funkcjonować inna: w pralce.
    Wszak taka wielodzietna musi być pojemna.

    OdpowiedzUsuń

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.