Czasem coś, tyci czort, zdania szyk przestawi mi
Nagle coś drobiażdżek wręcz
Na manowce złości wywiódł mnie
patrząc na samotność, z którą się rozstaję,
wciągam, chrapiąc nozdrzami, zapach heliotropów
Chyba już nigdy nie będzie lepiej.
Uszy mnie ciągną w stronę tego, co już znam, faza na
znane, osłuchane, klasyczne… Nawet Iwaszkiewicz, niezbyt lubiany, ale klasyczny i ubrany w muzykę - porywający.
Czasem mam taki odruch, żeby uciec. Uciec daleko. Właśnie
dlatego, że nigdy nie będzie lepiej – bo to niemożliwe, żeby było lepiej,
jeszcze lepiej. Już jest najlepiej jak tylko może być po tej stronie tęczy,
lustra i wieczności.
Czasem mam taki odruch, żeby wszystko odciąć, uciąć,
zakończyć, zamknąć, zatrzasnąć.
Urwać rozmowę wpół zdania, nie czekać już na nic, nie
chcieć, nie dążyć.
Zacząć pielęgnować to, co jest – co było.
Zakonserwować, żeby się nie zepsuło.
Przestać czekać na to, co będzie, petryfikacji poddać
teraźniejszość, zatopić jak motyla w bursztynie, schować do kieszeni i oglądać
– jaki piękny.
Jak dobrze, że wciąż mam tę odrobinę zdrowego rozsądku, żeby
pamiętać, że w głębi serca wolę motyle z cerekwiska w Wołosatem – kolorowe,
latające nad zarośniętym pogorzeliskiem, przysiadające tylko na ułamek chwili
na włosach i kwiatach.
Nie-moje.
Wolne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz