Kiedy będę starą kobietą, oślepnę. Nie będę już mogła czytać.
Audiobooki szybko mnie męczą i dekoncentrują.
Będę siedziała z twarzą zwróconą do słońca, od którego zrobią mi się kurze łapki nareszcie, i lewym nozdrzem będę czuć wilgotny zapach lasu spod Mucznego, gdzie węgiel drzewny się robi, a prawym wyłapię pasma wędzonego dymu i zapach sera z bacówki przy drodze na Smolnik. Tak, bo będę siedziała plecami na północ, okryta kolorową chustą.
Albo może nie, może z prawej doleci mnie zapach stęchłej wody z mariny, rozrzedzony wiatrem i piskiem mew, a z lewej woń palm w parku Guell, rozgrzanych w słońcu, i pot turystów fotografujących się na tle mozaik i papug.
Mniej istotne.
Będę słuchać bluesa.
Będę siedzieć w bujanym fotelu, bo mam jeszcze do tego stanu dużo czasu, żeby przepracować kiepskie poczucie równowagi.
Na pewno będę wtedy otwierać szufladkę, nieistniejącą ale najbardziej na świecie prawdziwą. Szufladę w mojej głowie, z której wyciągnę jak najcenniejsze bibeloty kilka chwil, snów i słów. Będę je obracać w rękach, dotykać, smakować i dziwić się, jak nieproporcjonalnie w czasie rozłożyło się ich zagęszczenie. Jak w 10 miesięcy nazbierałam ich więcej niż w 13 lat.
Będą wśród nich drobiazgi, perełki nie większe od ziarenek piasku, jak na przykład błyskotliwe stwierdzenia Juniora
- Marzyłem o pościeli z postacią z bajki, ciociu. Marzyłem, marzyłem i się do-marzyłem!
- Uwielbiam Bieszczady. Tu w ogóle nie ma ludzi, tylko Latorośl. I ważki.
- Jakie ty masz mamo piękne cy… piersi. Takie grube!
Będą diamenty, wielkie jak Koh-i-noor.
- Wiesz, z tą siłą to jest jak z myciem się w potoku. To jest super, zimna woda, natura, las, można tak długo. Ale człowiek wraca do cywilizacji i bardzo, bardzo szybko przyzwyczaja się do ciepłego prysznica.
- Ale umierać chce się nad potokiem, a nie pod prysznicem, mój ty potoku.
Przepraszam za naruszenie praw autorskich, ale chciało mi się płakać ze szczęścia, i tylko twardej babie we mnie zawdzięczam wyjście z tego dialogu z twarzą umytą lodowatą wodą, a nie łzami mięczaka.
To jest to właśnie now&here, kiedy niczego nie trzeba, bo jest wszystko – szczęście, pełnia.
Daj umrzeć, póki serce młode.
Junior śpiewa pod prysznicem o bieszczadzkich aniołach.
A na łące taki towarzysz wakacji był:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz