niedziela, 9 września 2012

I will lift up mine eyes unto the hills

- Dlaczego mnie tam nie zabrałeś? - pyta Wiśnia ze łzą kręcą się w kąciku oka. O ile jej oczy, od patrzenia na zdjęcia wielkie jak pięciozłotówki, mają jeszcze kąciki.
- Dlatego, że na pewno byś tam została! - odpowiada Oficer.
I rację ma.
Moja zaoczna miłość do Alaski, nabyta lata temu drogą kultowości wspomnianego Northern Exposure, ani chybi zmaterializowałaby się w drewniany dom. Albo w, jakże amerykańską wszak, przyczepę. Zupełnie nieistotne.Zostałabym, zarywając się pazurami w darń. Jestem tego pewna, wieloletnia zaoczna miłość do Irlandii czy Katalonii okazały się naturalne i prawdziwe. Mam jeszcze na liście niezweryfikowaną Grecję. Ale wynik konfrontacji łatwy jest do przewidzenia. A alaskańskie góry są bardziej niż Wicklow. I na załzawione oko - chyba nie wiem co piszę! - bardziej niż Bieszczady.

Odklejam się od rzeczy. Obdarowana amerykańskim czytnikiem z e-papierem uczę się czytać bez zapachu druku. I doceniam nie-wagę książek. Czas zatem powoli uwolnić mieszkańców biblioteki. Przynajmniej niektórych. Łatwiej wtedy Włóczykijowi dbać o kręgosłup, także moralny.
A łatwo nie jest.

Uciekło mi lato. Nie napływałam się, nie nachodziłam boso, nie wygrzałam twarzy. Trochę tu winy samego, chłodnawego w czasie urlopowoweekendowym, lata. Marzną mi stopy. Trzeba do piżamy zakładać skarpety, a nad ranem wstawać i zamykać okno. Rano wypuszczanie kota na taras skutkuje gęsią skórką na łydkach.
Dobrze, że jesień zrehabilituje się kolorami. Szkoda, że na zobaczenie alaskańskiego wydania przyjdzie mi poczekać. Ale poprzez te zdjęcia, wszystkie tu cytowane autorstwa Oficera, moja dusza znalazła kolejny zakątek, który chętnie nazwie domem. Tak, to łoś. Ten sam który przebiegł przed maską samochodu. Epatowania niedźwiedziem grizzly, orkami, fokami, pingwinami i świstakiem oszczędzę. W końcu ja tylko dziko zazdroszczę. A komentarz "Te zbliżenia zielska to dla ciebie robiłem" wkładam do szufladki ze skarbami.  






Dom - nieistotne gdzie, ważne z Kim. Choć tu i teraz jest to wielki, przytłaczający ciężar, bo chcę tego, czego nie chciałam chcieć. Chcę do granic obsesji.
Czy może istnieć coś takiego jak ciężar nadziei? Bo to chyba to.

Kot niealergizujący brytyjski niebieski nie wrócił.
Gorzej, pies Latorośli zaginął - tak o, po prostu. Nie ma go, a był. Wyszedł z domu i nie wrócił. Zgubił się. Szukamy.

Zauważyliście, że w górach jest coś nieskończenie i nieodparcie mistycznego, duchowego? Nie kojarzę żadnej, nawet płaskonizinnej kultury, w której bogowie nie mieszkaliby w górach. Stąd skojarzenie z psalmem 121. Nie mam jednak wykonania wartego uwagi. Zatem 23, McFerrin. Lubię.

5 komentarzy:

  1. z tym EPATOWANIEM to gosc chyba przesadził

    OdpowiedzUsuń
  2. Dosia - lepsze niż na Ślęzy w październiku, choć to wydawało się niemożliwe :-)
    Dear A. - nieporozumienie, to ja stwierdziłam, że zarzucenie P.T. świstakiem byłoby okrutnym epatowaniem. A poza tym może by się Szanowny Anonim od-anonimował? :-P

    OdpowiedzUsuń
  3. never ever...
    I'm NEMO

    OdpowiedzUsuń

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.