sobota, 5 stycznia 2013

Brand new world

Oglądamy z Królewną "Anię z Zielonego". 
W sam raz na rekonwalescencję po grypie żołądkowej - cóż za otwarcie nowego roku, z jaką klasą! Ania mówi, że jutro jest zawsze świeże i wolne od błędów. O wirusach nic.

Jutro jest jak kalendarz, którego jeszcze nie mam. 
Wczoraj odleciało, jak chińskie lampiony, puszczane w noc sylwestrową. Ubiegłoroczne życzenia się spełniły. Tegoroczne - są planami. 

Postanowienia są modyfikowane, ale zasadniczo niezmienne. Mniej przeklinać, wyeliminować 7 cm dzielących udo od podłogi (i szpagatu), sprzedać mieszkanie, skończyć kolejne studia, zredukować długi, mniej planować a więcej brać tego, co życie niesie w swojej pomysłowości. 
Nie okuleć jak Jakub, mimo że jest się wolnym. Zdobyć się na odwagę i stając w prawdzie wydrzeć błogosławieństwo, odrzucając to, co powierzchowne i formalne. 
Zamiast formy, wypełnić życie treścią. Wypełniać coraz bardziej. 

Jak Jakub, który skupiając się na zdobyciu znaku, na formie którą plemię, zwyczaj, kultura uznawało - nie otrzymał treści. I - jak myślę, pochylając się wciąż na nowo nad tą historią, licząc żony i dzieci Jakubowe, i jego stada - ta drogą, którą przeszedł, może byłaby krótsza. Może jego ukochana byłaby płodna. Może. Ale nie byłby szczęśliwszy. Błogosławieństwo wywalczone, wypracowane i wyczekane, bezczelnie z Bogiem w oczy, bez rytu i religii, bez kodeksu, bez znaków - jest o wiele cenniejsze i pełniejsze. 
Debora, Estera,  Judyta, Junia- tak, one były "moimi" postaciami w Księdze. I Dina, Jakubowa córka. Ale teraz, coraz mocniej, z każdym rokiem bardziej, moje serce przytula się do Jakuba. Przykleja do niego, bije w tym samym rytmie. Rozumie, wie. W tamtych męskich, zamierzchłych, patriarchalnych - bo patriarchów czasach - szedł podobną ścieżką. I dał córce siłę. Czasem Biblia wspomina żony z imienia. To dużo. Deborę i Junię dla nich samych bez mężczyzn konstytuujących ich byt. Jakubową córkę - jaką siłę musiał jej przekazać ojciec, ile hartu ducha - i Ducha - że i jej imię przebiło do archetypicznej pamięci. I ja, asertywnie i bezczelnie określę się siostrą-córką Jakuba, idę ścieżką wydeptaną przez Niego, stopy w szpilkach stawiając w ślady po jego wielkich, oklejonych kurzem sandałach. 

Budzę się rano i przepełnia mnie wdzięczność. Szczęście. Jestem w punkcie najlepszym, najpełniejszym swojego życia . Nie - w łatwym. Nie - w beztroskim. Nie - w najprzyjemniejszym. Najszczęśliwszym. 

I kiedy Szacowna Instytucja potwierdziła własne zdanie, z całą wielką mocą zobaczyłam swoje stopy w śladach po Jakubie. Ja też kiedyś wzięłam znak, za którym miała iść treść i plemienne poparcie. Nosiłam symbol. Ale nie było to należne, pisane, właściwe. Poplątałam ścieżki, długo wracałam. Moje stada są łaciate i wełna im się mierzwi czasem. Wędruję. Ze mną - cudze lary i penaty. Ścieżki się odplątują, pył drogi osiada, wadzę się z Bogiem coraz już ciszej, częściej żartujemy przy cydrze. Nie boli mnie biodro, za kulawość poczytuję brak sympatii do mnie ze strony mamony. Nie ma rytuału, znaków, jest tylko treść, błogosławieństwo i wdzięczność.

I pełna zgoda na to, że wszystko co napisałam, jest jak bełkot Brennan do Bootha*. Jutro opowiem po ludzku, tłumacząc z kobiecego. Potrzebowałam dziś wypisać z siebie Jakuba. Zamiast drabiny śnię smak i zapach. Tęsknotę, która jest więzią i brakiem jednocześnie. 

* oglądam "Bones". I czasem chciałabym być jak ona. Bez filozofii. Po prostu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.