Cmentarze nigdy nie były dla mnie reluctant, wręcz przeciwnie.
Wiesz, co jest najciekawsze w naturze ludzkiej? Jedyna
rzecz, jakiej możemy być pewni, to stan, który nazywamy śmiercią. Napawa nas
grozą, lecz nie wiemy nawet w przybliżeniu, co oznacza. Tymczasem na co dzień
domagamy się pewności od ludzi, rzeczy, a także spraw, które mogą przybrać
dowolny obrót, i niepokoi nas, że ta pewność wymyka się spod kontroli. To
najbardziej zgubny mit naszych czasów. Chcemy uzyskać pewność, bo tylko wtedy
przez moment czujemy, że nasza racjonalność uzyskała twardy grunt pod nogami,
ale jednocześnie to, czego możemy być pewni, to śmierć, a ona napawa nas
przerażeniem i smutkiem. Paradoks. Zamiast zająć się tym, co przynosi nam
życie, odbieramy sobie radość życia każdego dnia w lęku przed śmiercią, którą i
tak „mamy jak w banku”. Czasami jest to lęk przed utratą kontroli, przed
brakiem racjonalnych podstaw, przed oporem materii, przed bezradnością, lecz
jego skutek jest jeden – utrata satysfakcji z własnego życia. /..../
Tutaj na cmentarzu /…/ nie ma naszych bliskich, jest tylko
lęk i niepogodzenie się żyjących, z ich własnym życiem. Te wszystkie świeczki
i wieńce stawiane są sobie, nie im. Oni tego nie potrzebują. To jest potrzeba
żywych, którzy często nie umieją docenić własnego życia i w lęku przed utratą
kontroli próbują jakoś własne uczucia oszukać, dlatego kontrolują ceremoniał,
zamiast skupić się na radości życia i na zmianie, która do tego doprowadzi.
/rozmowa Alejandro Gomeza Grabowskiego, cytowana przez
Macieja Bennewicza/
Czytam, czytam. I tęsknię za wiosną, latem, nawet za złotą jesienią.... i za cmentarzem w B., po którym spacerowałam w nocy, około północy, pod deszczem Perseidów z J., osobą już przebywajacą po drugiej stronie rzeczywistości.
Cmentarze mnie uspokajają, wyciszają, równoważą, pozwalają złapać ostrość widzenia.
Lubię.
Może Brownie zabierze mnie, zamiast do kina, na Rakowiecki w Krk?