I though I saw dragonfly smile at me.
And I looking at a bare horizon
what I see will never be what you see
and beauty
only means something if you feel it.
And nothing is ever what it seems.
Tak, właśnie tak.
Czyli zupełnie nie tak, jak wygląda.
Lepiej.
Jest gęsto. Jest dobrze.
*
Alela Diane. Brownie i ja, i muzyka. Wszystkie płakałyśmy. Muzyka najmniej, ale za to całą sobą. Jeśli istnieje coś takiego jak pierwotna, amerykańska dusza muzyki, korzenie i trzewia, jej esencja - to to COŚ, magicznie zmaterializowanego w Aleli i Fleet Foxes, widziałyśmy i słyszałyśmy. Mnie oczywiście bardzo wlazło w ciało. I nie do opowiedzenia... Oszczędzę cytowania Aleli i Helplessness Blues, słowo.
*
Ostatni weekend uświadomił mi dobitnie, że nie znajdę pracy, bo to nie jest dobry czas na rozpoczynanie nowej ery "kariery". Dramatycznie skurczone zasoby pieniężne martwią mnie o tyle o ile. Co mnie martwi, że nie martwi.
To jest mój czas na coś innego.
Na czytanie. Książka z fascynującej zmienia się w coraz bardziej porywającą, wciągającą, monopolizującą moje myśli, działania, moją pracę nad sobą, zmieniającą moje myślenie o sobie samej. I odklejającą mnie od "zawsze" i "nigdy".
W czytanym właśnie rozdziale - kulinaria. Rogal, legendarny, lokalny, wieziony DLA MNIE 180 km.
Wypadająca spomiędzy kart Książki róża w kolorze RGB.
Niby, z pozoru, gatunkowo i botanicznie taka sama, jak te, które przez lata kojarzyły mi się tylko z bólem, z upokorzeniem, ze stroskaną miną niani moich dzieci.... ("Znów kwiaty? Zdradził czy pobił tym razem?").
Boję się myśleć, z czym kojarzy mi się TA róża, bo jak pomyślę, to gotowam w to uwierzyć. A przecież takie rzeczy się nie zdarzają. Nie w życiu, nie w moim. Nie mnie.
Chyba że w snach, od tego są sny. W snach można nawet budzić się spełnionym, kompletnym, z nowym znaczeniem słowa "harmonia" i jeść rogale na śniadanie. Pyszne.
Śpię. Tu i teraz.
I feel it. Beauty. Here and now.
Nie chcę się obudzić, ciiiiiiiiiii....
*
Internet jest przestrzenią wolną. Nie uważam, że każde napisane tu słowo jest warte mojej energii zużytej w jego obronie, dlatego odpuszczam. To moje emocje, słowa, wrażenia. Moja licentia blogetica. Moje prawo do postrzegania świata tak, a nie inaczej. Do przetworzenia go tak, jak czuję i uważam za stosowne do publikacji. Po raz ostatni zgadzam się na edycję sugerowaną. Ja tu jestem u siebie.
PT Czytelnicy są gośćmi. Dobrowolnymi. Bez przymusu. I jak będę chciała napisać, że ktoś jest dupkiem, zdzirą, oziębłą suką albo emocjonalnym impotentem, to napiszę.
QUOD SCRIPSI, SCRIPSI.
You are absolutely right. This is Your blog and Your thoughts.
OdpowiedzUsuńNO MORE BLUE PENCILS ;-))))
Kimkolwiek jesteś i dlaczegokolwiek niebieskie ;-P THX
OdpowiedzUsuń