Po raz pierwszy od lat nie bełta mi się.
Nie miałam dziś urlopu.
Nie spędziłam dnia w łóżku, płacząc aż do wyrwania żołądka.
To dobry dzień, jak śmietankowy tort. Z wisienką.
Nic to, że zrobiłam z siebie idiotkę, koncertowo, między
zdjęciami z Alaski a bieszczadzkimi, smak sambuki z baileysem nie jest
antidotum na poczucie bycia głupią.
Łączność telefoniczna jest zjawiskiem pozytywnym.
Brownie pali, ja kaszlę.
Najważniejsze jednak jest to, że nie wpadłam w wyrwę w
duszy, że uczę się ją omijać, wcale o niej nie zapominając.
Nadal mam problem z wyrażaniem wdzięczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz