piątek, 26 października 2012

She fights for her life

To MUSI być z obrazkami.
Jestem zwierzątkiem gatunku miejskiego, wiem to od dawna dosyć. Wiem też, że to stadium przejściowe przed przepoczwarzeniem się we Włóczykija niskopiennego a następnie we Włóczykija górskiego osiadłego. Z pewnym zdziwieniem odkryłam dziś w sobie – a potem zdziwiło mnie zdziwienie, bo odkrycie było oczywiste dosyć – że moja miejskość da się zmierzyć wielkością miasta. Że jestem takim blokersem czy mieszczuchem w pewnym zakresie, między 0,5 a 1 mln innych. Poniżej jest mi źle, powyżej ciężko o zoning. Poniżej się duszę, powyżej gubię. W mieście na P czuję się swobodnie. Wydeptuję ścieżki, sklep, bar, sauna, jezioro, las, fitness club… Idąc dzis przez bazarek (a jakże) pomyślałam: idę do domu. W moim mieście, w którym nie mieszkam, też tak miałam. W obcym mieście, w którym mieszkam (prawie) nie mam tak w ogóle. A podstołeczne zadupie w którym mieszkam obecnie kojarzy mi się nieodparcie z trzema słowami: późno, szybciej, korki. Nie nadawałabym się do Njujorku.
Chcę w góry.
*
Zaczynają się zajęcia (szczerze: kto się łudził, że odpuszczę sobie studiowanie?) i omal nie wpadam pod ławkę, do torby w której czegoś szukałam. Prowadząca przedstawia się jako Hanna Arend. Nabijam sobie guza o blat i z wielką konsternacją stwierdzam, że na nikim to brzmienie nie zrobiło najmniejszego wrażenia. Może to ja jestem nienormalna, że mi się tak kojarzy coś z czymś? Że dzwoniąc do szkoły proszę do telefonu panią Przybyszewską. No przecież wychowawczyni Latorośli – sama mi się przedstawiła! – ma na imię Dagny. Dagny jest jedna. Nie działa nawet jakieś nazwisko napisane kulfonami przez syneczka i podstawiane pod oczy. Wystarcza mi jednak rozsądku, żeby nie zapytać głośno pani z tytułami naukowymi (sic!) jak to naprawdę było z Heideggerem i Hitlerem…. To zgubione „t” jest dla mnie jak kotwica ratunkowa.
*
Męczące sny. Jeden. Ale bardzo.
*
Różne wątki, nitki mojego życia rozbiegają się, odfruwają jak babie lato. Nie trzymam tego wszystkiego w garści, coś mi umyka, nie nadążam. Mam dość okropnych, niedokonywalnych wyborów: dzieci czy praca, trening czy sen, dentysta czy płaszcz na zimę – marznę okropnie….
*
Pracuję ciężko, satysfakcjonująco i owocnie (ale na płaszcz za mało…). Pasę swoje ego czytając recenzje. Że profesjonalnie, mądrze i w atmosferze, pitu-pitu. Kiedy jednak dochodzę do zdania (po cenzurze) super nogi!, załamuję się. Zapadam w sobie. Wypruwam sobie żyły, kolekcjonuję dyplomy i hamerykańskie certyfikaty. I po dwu dniach warsztatu gorszego niż poligon w U. jakiś delikwent ma tyle do powiedzenia….
Trzeba było zostać modelką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.