Nie, proszę się nie obawiać. P.T. Czytelnicy, jakikolwiek
jest ich stosunek do Panny Pech, nie zostaną uraczeni najnowszymi utworami.
Aczkolwiek, ideologicznie podpisuję się pod tekstem
tytułowym własna krwią. Grupy beerhaminus. Zwłaszcza że dziś dzień na temat.
Trwa oczekiwanie na dzień, w którym historia się zbilansuje, zrównoważy. Kiedy nikt nie będzie ciagnął ze strony oficjalnej na białoplamową na siłę. Kiedy fakty będą szanowane, a pamięć o Bohaterach żywa. Bohater jest godny czci, niezależnie od odcienia sztandaru. Bohater jest prawy, ale może się mylić "politycznie". W imię wolności, tej prawdziwej, która ma w sobie także wolność do robienia błędów.
Etyka odpowiedzialności słusznościowej powiada, że zabicie człowieka ZAWSZE jest ZŁE, ale BYWA - SŁUSZNE.
Bohater to wie, ale sumienie ma żywe.
Szkoda, że reżimowe media rozdmuchuja raz jedną stronę, raz drugą. Kuraś raz jest święty, raz przeklęty. Jako wyklęty.
W
domowym kinie prześcieradłowym repertuar przewiduje „Generała Nila”.
*
Kilkudniowy wypad za morze, dosłownie, przedłużony przez
linię lotniczą, skłania mnie w realiach ulicy Puławskiej i mokotowskiej Wall Street do refleksji i bezsilności.
Tam można, u nas nie. Tam prosto, u nas pod górę. Tam
państwo dla ludzi, u nas ludzie jak robaki.
Żeby tylko mówili po ludzku i śnieg nie padał przez tyle
miesięcy….
Z Fotografiska mogłabym nie wychodzić. Karnet bym sobie
nabyła. Wystawa obecna wyszła razem ze mną, w mojej głowie jako obrazy, kolory, żyjące własnym życiem, jak w kalejdoskopie w który dziecko zaglada jednym okiem. Wśród barw jednen, wstrząsający, szary obraz.
Ikar – David LaChapelle:
Pewnie mnie jakiś terrorysta od
własności intelektualnej zbanuje, ale trudno. Nie mogłam się oprzeć. Ikar* mnie
zahipnotyzował bardziej niż zdjęcia Umy i Bjork. Zaczarował mówieniem prawdy niemal monochromatycznej. Kolory LaChapelle'a są bowiem obrazoburcze.
*
„A ja myślałam, że w jakiejś redakcji” pisze na wiadomym
portalu Osoba od lat nie widziana poza rzeczonym portalem.
Ano, nie w redakcji, ale też słowem. Mówionem słowem, w
przyszłym tygodniu dwa dni słuchania, dwa dni mówienia. Taka praca.
Ale ja nie o tym.
O tym, że w redakcji chętnie. Ale życie z pisania jeszcze
przede mną, jeszcze mam chyba za mało do powiedzenia.
A może za dużo?
Ale kopa do powrotu do pisania dostałam. Wzmocnionego Rioją
oraz słowem oficerskim. Z konkretnym
wsparciem w szukaniu czasu.
Blog, książka potem. Jak będę u celu.
Szczęście bieżace wszak nie jest ani fotogeniczne, ani zbytnio literackie.
* w razie problemów z rozdzielczością podpowiadam: skrzydła ma Ikar z kul inwalidzkich zrobione