poniedziałek, 18 marca 2013

Anioł stróż

Z okazji wyboru Papieża ktoś z bardzo mądrych komentatorów medialnych ( w moim wykonaniu "medialnych" = radiowych, oczywiście) przytoczył powiedzonko, że jeśli chce się rozsmieszyć Pana Boga, należy opowiedzieć mu o swoich planach.
O, nie żebym miała papieskie ambicje, ale tego samego dnia przekonałam się na własnej skórze o prawdziwości tego stwierdzenia.
Chichot Najwyższego brzmi mi w uszach od kilku dni, i nie cichnie.
 
Anioł Stróż - Lęk z mojej ulubionej piosenki dobry humor Pana Boga próbuje wykorzystać do maksimum - przeciw mnie.
 
Na szczęście dokonałam wiekopomnego odkrycia: NIE MAM MONOPOLU NA BANIE SIĘ.
Może to nieco podłe, ale jeśli wiem, że Ktos boi się razem ze mną, trzeźwieję odrobinę i panika puszcza.
 
Niestety, innym odkryciem jest to, że mój ulubiony serwis do dinksów muzycznych przekombinował i ja nie mogę odkombinować. Dlatego, niestety, a capella.    

piątek, 8 marca 2013

na niebie zostaną góry


Polskie media, te nie zajmujące się białymi kozakami ani tabletami polityków, zasmuciły mnie - co najmniej.
Chcę umrzeć w górach. Jesli można mieć swoją wymarzoną śmierć, moja jest zielona, w górach, późnym latem, z twarzą na zachód, słońce rozgrzewa.
Inne górskie smierci sa białe, albo skaliste, albo lodowe, takie mocno ascetyczne, takie "zen". Jesli ktoś wie, że Ona tam jest, i idzie w góry, to wie, że może mu Ona drogę przeciąć, nogę poślizgnąć, line odczepić, raki zgubić, czekan omsknąć. Wie, i jest w nim zgoda na to.
No czy Kukuczka, Morawski albo Rutkiwiecz mogli umrzeć w szpitalu? Albo w wypadku samochodowym? NIE MOGLI. Czy Baranowska zakłada inny dla siebie scenariusz, taki z fotelem przy kominku i odchodzeniem z kocem na kolanach? Watpię bardzo.
Zła jestem, że ogłoszono narodowy sukces bez meldunku w bazie. Że ogłoszono zaginięcie i zajęto się pierdołami-tabletami, jednocześnie pomstujac na narodowych bohaterów, ich beztroskę i głupotę, egoistyczne podążanie za własną bajką.
Wara.
Chwała im za to, że szli za głosem serca i że żyli naprawdę. Umrzeć mogli jak chcieli. Kochali góry i zostali w nich. Góry są przecież jak niebo, wznoszę swe oczy, stamtąd nadejdzie mi pomoc.

Zostanie tyle gór ile udźwignąłem na plecach
Zostanie tyle drzew ile narysowało pióro
Tak gotowym trzeba być
do każdej ludzkiej podróży
Tak zdecydują w niebie
lub serce nie zechce już służyć
Ja tylko zniknę wtedy
w starym lesie bukowym
Tak jakbym wrócił do siebie
Po prostu wrócę do domu
I wszystko tam będzie jak w życiu
I stół i krzesła i buty
Te same nieporuszone
Na niebie zostaną góry
Tylko ludzi nie będzie
Tych co najbardziej kocham
Czasem we śnie ukradkiem
Zamienią ze mną dwa słowa
Będą leciały stadem liście
Duszyczki i szepty ich w lesie
Będzie tak wielki i świsty
Rok cały będzie tam jesień
Moje drzewa będą szumiały
Na tym i tamtym świecie
 
/Harasymowicz/

piątek, 1 marca 2013

Sorry Polsko

Nie, proszę się nie obawiać. P.T. Czytelnicy, jakikolwiek jest ich stosunek do Panny Pech, nie zostaną uraczeni najnowszymi utworami.
Aczkolwiek, ideologicznie podpisuję się pod tekstem tytułowym własna krwią. Grupy beerhaminus. Zwłaszcza że dziś dzień na temat.
Trwa oczekiwanie na dzień, w którym historia się zbilansuje, zrównoważy. Kiedy nikt nie będzie ciagnął ze strony oficjalnej na białoplamową na siłę. Kiedy fakty będą szanowane, a pamięć o Bohaterach żywa. Bohater jest godny czci, niezależnie od odcienia sztandaru. Bohater jest prawy, ale może się mylić "politycznie". W imię wolności, tej prawdziwej, która ma w sobie także wolność do robienia błędów.  
Etyka odpowiedzialności słusznościowej powiada, że zabicie człowieka ZAWSZE jest ZŁE, ale BYWA - SŁUSZNE.
Bohater to wie, ale sumienie ma żywe.
Szkoda, że reżimowe media rozdmuchuja raz jedną stronę, raz drugą. Kuraś raz jest święty, raz przeklęty. Jako wyklęty.
W domowym kinie prześcieradłowym repertuar przewiduje „Generała Nila”.

*
Kilkudniowy wypad za morze, dosłownie, przedłużony przez linię lotniczą, skłania mnie w realiach ulicy Puławskiej i mokotowskiej Wall Street do refleksji i bezsilności.
Tam można, u nas nie. Tam prosto, u nas pod górę. Tam państwo dla ludzi, u nas ludzie jak robaki.
Żeby tylko mówili po ludzku i śnieg nie padał przez tyle miesięcy….
Z Fotografiska mogłabym nie wychodzić. Karnet bym sobie nabyła. Wystawa obecna wyszła razem ze mną, w mojej głowie jako obrazy, kolory, żyjące własnym życiem, jak w kalejdoskopie w który dziecko zaglada jednym okiem. Wśród barw jednen, wstrząsający, szary obraz.  

Ikar – David LaChapelle:
 
Pewnie mnie jakiś terrorysta od własności intelektualnej zbanuje, ale trudno. Nie mogłam się oprzeć. Ikar* mnie zahipnotyzował bardziej niż zdjęcia Umy i Bjork. Zaczarował mówieniem prawdy niemal monochromatycznej. Kolory LaChapelle'a są bowiem obrazoburcze.

*
„A ja myślałam, że w jakiejś redakcji” pisze na wiadomym portalu Osoba od lat nie widziana poza rzeczonym portalem.
Ano, nie w redakcji, ale też słowem. Mówionem słowem, w przyszłym tygodniu dwa dni słuchania, dwa dni mówienia. Taka praca.
Ale ja nie o tym.
O tym, że w redakcji chętnie. Ale życie z pisania jeszcze przede mną, jeszcze mam chyba za mało do powiedzenia.
A może za dużo?

Ale kopa do powrotu do pisania dostałam. Wzmocnionego Rioją oraz słowem oficerskim.  Z konkretnym wsparciem w szukaniu czasu.
Blog, książka potem. Jak będę u celu. 
Szczęście bieżace wszak nie jest ani fotogeniczne, ani zbytnio literackie.

 * w razie problemów z rozdzielczością podpowiadam: skrzydła ma Ikar z kul inwalidzkich zrobione

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.