Dlaczego właśnie mambo? A nie tango czy coś jeszcze bardziej walecznego, adekwatnego, capoeira czy kontredans?
Mnie jakoś Spinoza z paso doble się kojarzy...
Nie ma nadziei bez strachu ani strachu bez nadziei*
Logika augustyńsko-tomistycznego W Chrystusie była miłość doskonała, nie było natomiast wiary ani nadziei** jest bezdyskusyjna.
O ile dobrze kojarzę, tezę o zależności między obawą, a nawet rozpaczą, a żywieniem nadziei Spinoza pożyczył od stoików, udowadniających, że prawdziwy mędrzec żyje tu i teraz, pragnąc jedynie tego, co jest od niego zależne (wola i ewentualne działanie), a nie pragnie tego, co od niego nie zależy (żywienie nadziei), bo nadzieja prowadzi do bezradności i rozpaczy.
Zgrabnie ujmuje to Comte-Sponville***: To nie nadzieja sprawia, że potrafimy działać (ilu ludzi ma nadzieję na sprawiedliwość, nic dla niej nie robiąc?), lecz wola. To nie nadzieja wyzwala, lecz prawda. To nie nadzieja sprawia, że żyjemy pełnią życia, lecz miłość.
No chyba że jest się Polakiem, z całą mą miłością do Wieszcza Adama, nie mylić z Mickiewiczem...
Wracając do Spinozy, a raczej do stoickiej afirmacji życia bez nadziei, to, do jasnej cholery, niezależnie czy wymyślają to ludzie cywilizacji zachodniej, z jej linearnym czasem było-jest-będzie, czy wschodniej, z jej nihilistycznym zen i czasem cyrkularnym, to na pewno, na pewno bez mrugnięcia okiem wymyślili to mężczyźni. Nieistotne, czy związani biblijnym bądźcie płodni, czy usiłujący przerwać koło reinkarnacji. Takie rzeczy wymyślają tylko faceci.
Nigdy nie wpadłaby na koncepcję wyższości, boskości wręcz, bez-nadziei kobieta. I znów nieistotne, czy postrzegająca czas liniowo, czy cyklicznie. Bo mężczyźni owszem, płodzą, ale nie bywają przy nadziei. Bo to kobiety bywają w ciąży. I to nie jest stan tu i teraz, czy może właśnie to jest tu i teraz, bardzo specyficzne, bardzo stoickie w swojej nieklasycznej stoickości, to jest stan złożony w całości z trzech komponentów: czekania, strachu i nadziei. Czekanie odmierzane tygodniami i kuksańcami rosnącego Życia, strach biologiczny, pierwotny, właściwy wszystkim chyba kobietom, niezależny od zdobyczy medycyny, nadzieja wynikająca z pokory wobec siły, jaką dała kobiecie natura: że rozwiązanie kiedyś nadejdzie, że skończy się czekanie, że poród będzie naturalny i prosty, zakończony spokojnym ssaniem piersi (nie cycka!).
Tu i teraz: czekanie, nadzieja, obawa.
O ile zdarza mi sie bąknąć znad ksiażki, że z tym i owym autorem napiłabym się wódki (nadal nie dotyczy Susan S.), to w obecnym stanie czekania autorowi De philosophiae consolatione**** wsadziłabym łeb do muszli klozetowej. I nie z powodu hormonów. Po prostu: bo tak!
* Baruch Spinoza, Etyka w porządku geometrycznym dowiedziona; nota do dowodu twierdzenia 50 części III (O genezie i naturze emocji); korzystam z angielskiego tekstu w wersji darmowego e-booka projektu Gutenberg; polskie tłumaczenie ma ze 60 lat i jest kiepsko dostępne
** Tomasz z Akwinu, Summa, I-II, 65,5
***Andre Comte-Sponville, Duchowość ateistyczna
**** Boecjusza mam na myśli; de Bottona, modnego ostatnio w kręgach nieczytanej nadal ostentacyjnie "Polityki" i "Wybiórczej", uznając za uzurpatora, aczkolwiek łatwiej przyswajalnego dla pseudointelektu wychowanego na Coelho....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz