Banalny tytuł. Nawet po angielsku banalny. Nie żebym jakoś szczególnie ukochała muzykę z lat 70tych, ale akurat ten kawałek pasuje. Bo tak:
Łosiasta robi mi dużą sfroterowaną kawę, która z założenia ma posłużyć do zalania doła. Ale dziś nie służy. Bo ja dziś z założenia doła zalewam łzami własnymi. Co pomaga tak sobie, ale skłania nas do snucia planów bardziej procentowych. Bo ja nie mam Mamy ani Taty. Co w obliczu przedszkolno-szkolnego Dnia Babci i Dziadka skłania mnie do buntu w imieniu moich dzieci, co to mają tylko Babcię-Przyszywankę. Czasem. I nie ma kto ich nauczyć jeździć na nartach, po drzewach chodzić, karmniki dla ptaków robić, wyszywać, robić siemieniotkę czy do czego jeszcze babcia i dziadek służą. Że o podrzuceniu przychówku na ferie nie wspomnę. Biedna jestem. I sama. I świat jest parszywy. No to płaczę. Sierotka. I jeszcze płaczę, że w sumie, to śnią mi się sny. Męskie w temacie. Nie że erotyczne, że z dzikim seksem takie, tylko takie z mężczyzną, tym jednym, że na łące, i że za ręce, i w ogóle, ciepło, miło, blisko. Muszę pogadać ze swoją podświadomością, no taki kicz mi wkręcać po nocy. Tylko że niestety, z tej rozmowy pewnie wyjdzie to samo: że tego właśnie by mi się chciało. Tak po prostu. Nie oszczędzam Łosiastej zwykłej gadki że nikt mnie nie kocha, i że na mojej półce towar wymieciony: faceci albo a. zajęci, albo b. z odrzutu. Albo c. on, ten z łąki znaczy, Mr Dream. Jedyny idealny facet na świecie. Takich już nie produkują. Kiedyś robili takich do filmów, ale teraz już nie robią, bo się nie sprzedają. Tylko że on mnie nie chce.
No to sobie dalej płaczę, zużywając Łosiastej chusteczki. Po czym wykonuję koncertowe salto zupełnie w autorskim stylu Black Cherry, wstaję, otrzepuję buty, stwierdzam, że jak on mnie nie chce, to jego strata, ja taka fajna jestem, i zmarszczek nie mam, za to cycki fantastyczne, i nudno ze mną nie jest, zarabiam na siebie, i w ogóle, cud-miód królewna…
Tylko że ja mam dość bycia cud-miód, dzielną, silną i w szpilkach jak z amerykańskiego serialu o singlach. Mam ochotę pobyć małą dziewczynką. Nie-dzielną. I nie-singlem. I żeby Mr Dream kupował mi krówki. Ale nie ciągnące, tylko kruche. Jak się kupuje samemu, to nie smakują tak dobrze. A ja mam jeszcze all my life na te krówki…
Radio, co sobie je Łosiasta właśnie do kuchni drogą kupna nabyła, i co wygląda dizajnem jak z lat 50tych wieku minionego, just like z kuchni mężatki szczęśliwej, to radio nastawione na dwadwasiedemtrójek złośliwie jakoś atakuje mnie wątpliwościami Mickiewicza z Grechutą i pościelówką Sade. I nie ma na to cenzury!
Roztrząsamy jeszcze chwilę, dlaczego faceci boją się kobiet silnych, mnie znaczy, a że nie odkrywamy niczego nowego i dochodzi trzynasta trzydzieści, makijaż korporacyjny poprawiam i postanawiam sprawdzić, czy mnie w pracy nie ma…