Nie zrymuję, jak Kaczmarski z Brassensa.
Nie wstanę, nie pojadę, brzuch mi przeszkodzi w łamaniu szczęk czy choćby w podbiciu oka z
queixady.
Mogłabym zadzwonić, ale jest niebezpieczeństwo, że przez
telefon przegryzę tętnicę szyjną, a surowa krew w ciąży szkodzi.
Dosyć długo mówiłam sobie, że dostarczanie bliźnim tematu do
rozmyślań i rozmów może być poczytywane jako praca społeczna, bezinteresowna i
bezszkodowa.
A teraz mam wątpliwości, bo zaczęło mnie to, pardon my
french, wkurwiać zakurwiście.
To już po prostu nie jest śmieszne, panie, panowie, mieszczanie źli. Nie wiem nawet, czy żałosne. Jak
się komuś obrabia północne rejony, to wypada przynajmniej imienia nie
przekręcać… A jeśli ćwiczy się wyobraźnię, to zachować pozory wiarygodności i
logicznej spójności…
Ja rozumiem, że można nie mieć pomysłu na własne życie. Że
TV może się zepsuć. Że spotykając znajomego można nie chcieć/nie móc/nie
potrafić z nim rozmawiać (a wtedy „neutralnym” tematem są wspólni, koniecznie
nieobecni, znajomi). Ale wszystko ma swoje granice. Moje olewanie idiotycznych
plotek też. Zdzierżyłam dzielnie wersję o ciąży z przełożonym, kiedy w ciąży
był zupełnie kto inny z kim innym, bo to po kilku miesiącach było nawet
zabawne, jako temat przy wódeczce – z byłym już naonczas przełożonym…
Wszystko ma swoje granice.
Opowieści dziwnej treści i konfabulacje na temat mojej
przeszłości też.
Na temat porzucenia dzieci u dziadków tym bardziej – bo dziadków
moje dzieci nie mają.
Na temat patriarchatu opadają mi piersi. Mężczyźni rządzą i
decydują. O wszystkim. Chcą wszystkiego i te chęci światem kierują. Poza
jednym. Chcenie potomstwa jest biologicznie i nierozerwalnie związane z XX. Jeśli
pojawia się dziecko to dlatego, że kobieta zmanipulowała. Źle policzyła,
tabletki zapomniała, gumkę pękła była. Bo w tym chorym kraju dzieci są z
przypadku. No, zdarzają się baby które chcą dziecko mieć, durne, i nawet planują. Tak mówią. Ale zna kto taką? I
jeszcze żeby to było kolejne? Jak się ma już potomstwo obojga płci, córeczkę
dla mamusi i synka dla tatusia? Widział kto, żeby chcieć mieć trzecie? czwarte?
piąte?
Widział kto, żeby dziecko było pomysłem męskim? Żeby facet
dziecka chciał? Kolejnego? Tuż przed czterdziestką, zamiast harley'a? Ten to ma
kryzys, zna kto psychiatrę?
Że facet może laskę złapać na dziecko – niemożliwe.
Chociaż, żeby być uczciwą, szacunek dla twórczej idei, że
facet może zabrać dziecko i odejść do kochanki, ona się zaopiekuje. Ale męża
nie zostawi, bo się nie godzi, bo dziecko z nim ma. Cudne!!! Mieć i męża, i kochanka
(i od obu wymagać bezwzględnej wierności, oczywiście) i dziecko cudze. Kiedyś
się mawiało o podwójnej moralności. A to chyba jest solidarność zmutowanych moralnie
jajników. Co ja piszę. Kobiety i
solidarność to się nie rymuje. Nigdy. Chciałabym sie mylić, ale dowodów brak.
Na temat kto z kim kawę pije i na ulicy jest widoczny....
Jakimż zaściankowym społeczeństwem jesteśmy, jak nienowoczesnym! I
nielogicznym! Jeżeli mężczyzna jest na ulicy widziany z kobietą, lub – cóż za
bezwstyd, sromota i napaść na dobre obyczaje - pije z nią kawę publicznie (bo
że mogliby piwo pić czy pizzę jeść to w ogóle niemożliwe), to sypia z nią,
regularnie i bezwzględnie, sukinsyn i dziwka, i wątpliwości na ten temat brak. Ale w takim
razie dlaczego jeśli rzeczony widziany jest z mężczyzną, a rzeczona z kobietą,
to nikt nie wysnuwa – logicznego wszak – wniosku, iż są osobami nowoczesnej
orientacji seksualnej? A?
Nie żebym chwaliła koedukację w szkole, ale, na boginię
Freyę, ludzie, opamiętajcie się. Zajmijcie się własną sypialnią, skoro Wam
jedno w głowie…
Proponuję poszukać zajęć z rozwijania wyobraźni, dla
zapalonych plotkarzy na pewno możliwe zniżki.
Chyba że w miasteczku P. jest jakieś promieniowanie czy coś.
To się idźcie leczyć.
**
Po jakiego grzyba ja się tak wywnętrzam?
Komunikat przygotowany przez rzecznika prasowego:
Drodzy bliźni,
informuję, że wszystko ma swoje granice. Moja cierpliwość i
odporność na Wasze konfabulacje nt. życia mojego i bliskich mi osób - też.
Granica zabawności tych bzdur właśnie została przekroczona.
Zajmijcie się własnym życiem.
Mamy w prawie instytucję pozwu o zniesławienie i nękanie.
I jeszcze:
uprzejmie dziękuję za próby - na szczęście tylko próby - okazania mi litości.
Że co? Że żyję po swojemu? Że mam w dupie normę społeczną, dopóki nikomu krzywdy nie robię? Życie po swojemu może kłuć w oczy, może byc uznane za faux pas, ale żeby litość wzbudzało?!
A, zapomniałam, inni wiedzą lepiej, co powinnam, jak powinnam, z kim i dlaczego. I co dałoby mi szczęście.
A jeśli ja, głupia, się upieram, tom politowania godna...
Bywa.
Przeżyję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz