Nie, no nie mam różowej sukienki.
Ale kto wie....
Jak już idę w Triduum do pracy.
Jak już słucham z własnej woli Gotye podrzuconego, z płyty znaczy.
Jak na GPSie jeżdżę.
Jak już stukam w klawisze pazurem zrobionym na hybrydę (cokolwiek to znaczy) i łypiąc okiem spod brwi wyregulowanej oraz z pilingiem kawitacyjnym na twarzy (cokolwiek to znaczy). Hm, nie wygląda jakby mnie IQ miało spaść czy rozwój się zahamować ducha od owego pazura, oraz się nie przedzierzgnęłam byłam we własną asystentkę czy coś. I serio mam pazura z lakierem...
I can't believe me luck
Miałam tyle lat, ile Latorośl - dokładnie tyle, kiedy Ona nagrała pierwszą płytę. Pokroić się dałam, żeby mieć tę Kobrę z Lwem, z Wiednia na kasecie audio wiezioną. A dziś? Klikam dwa razy, uruchamiam drukarkę i za cenę dwu biznesowych lunchów albo jednego suszi (wciąż smak mi nieznany...) wyjeżdżają w moje i mojego syna ręce dwa bilety na koncert. We Wro. Mojej Łysej. Takie czasy, gloria.
Się delektuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz