Są takie
dni, kiedy jestem słuchem.
Mam
zanik innych zmysłów. Zupełny.
To
właśnie teraz.
Są takie
dni (i poranki, i wieczory, i noce), kiedy jestem tylko dotykiem, gdzieś w
zupełnie nowym wymiarze, w nieuklidesowych
geometriach, w ujemnych odległościach, zgodnie z fuzzy-logic*.
Ale
chwilowo nie, teraz jestem czekaniem. Tęsknota to też zmysł, blisko ucha środkowego: równowaga więzi i braku.
I
słuchem. W duszy.
Moje życie
pełne jest cudów. Na wiosnę. Zaczęło się jesienią. I tak ciągle, ciągle, aż do
znudzenia.
Niby
przyzwyczajenie jest naturalne. Niby wszystko może spowszednieć, znudzić się,
opatrzyć i osłuchać nawet. I to przecież dobrze, bezpiecznie i wygodnie jest
wiedzieć, czego można się spodziewać. Nuda jest bezpieczna i stabilna, i taka
ciepła. Szczęście jest nudne, mdłe, mało
literackie i niefotogeniczne.
Nie
potrafię się znudzić.
Wciąż
trwam w zachwycie.
Na
szczycie.
Happiness
- it’s my decision.
Słucham, co Jack mi śpiewa do ucha.
W ogrodzie, tuż za oknem, zakwita magnolia. Pełnia szczęścia.
*logika
rozmyta jest moim aktualnym etapem zmagań z naukami ścisłymi. Bardzo kobiecym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz