Mogę się uczyć. Mogę się rozwijać. Mogę hodować grubą skórę. Ale mi się nie chce.
Zamiast tego jestem chora. Z zazdrości. Taaakie zmarszczki mnie się zrobiły od tego. Nawet mimo tego, z jestem zazdrosna nie tylko na czczo. Humor mnie się zepsuł na dobre i na długo, z tej znaczy zazdrości.
Bo Blondie dziś na dwa oka swoje zobaczy Jacka White’a. A ja NIE. I ona go jeszcze usłyszy, i w ogóle. A ja nie. I miej tu człowiecze energię do życia. I uwierz, że blondynki nie mają lepiej. Szit.
Ledwo nieco-nieco zmory zbladły, o pół kroku odpuściła armia upiorów, za sprawą Studentki – za co wdzięczność – a już napadła mnie obrzydliwa zazdrość. O Jacka W. bo generalnie na Open’era mnie nie ciągnie – za duży spęd, za daleko.
Zapadłam się w sobie. Latorośl nawet się zaniepokoił, bo rośnie kupka książek nie-czytanych, a ja, po powrocie z fontanny czy basenu (samerindsity) czy gdzie tam nas popołudniami nosi, spędzam czas w towarzystwie Ally. Teraz nikt takich seriali nie robi. I widzę, jak bardzo mi Ally jest bliska. Niektóre rzeczy zdarzają się tylko Ally i Wiśni, aż dziw że jej jeszcze nie spadła na maskę auta brama od myjni, a ja nie widzę wszędzie Macy Gray… Ale te piosenki przewodnie, te moralne wątpliwości, to grzebanie na styku sumienia i przepisu... moje klimaty. Tylko Ally albo ja możemy w największym dole wrzucić sobie odcinek ze śmiercią Billy’ego i posypać soli na rozdrapany strup. Dzięki niej wycofałam się właśnie na płycizny i postanawiam zarzucić na lato rozterki. Może mi się uda. Dużo pracy mi pomoże.
Wróciliśmy właśnie z grilla który był przedłużeniem spotkania postmaturalnego. To jednak fuks, mieć ludzi z którymi po 16 latach jest jakby one wcale nie minęły, a jedyna róznicą są plączące się dzieci i małe luki w faktografii – nic więcej.
Pisać mi się nie chce, i tak wszyscy są na wakacjach, więc nikt tu nie zagląda.
A ja też posłucham sobie Jacka, nie tylko coverowanego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz