środa, 6 października 2010

Co dzień toczę walkę

A właśnie że ja coś napiszę, bo, droga Blondie, chyba zaczynamy wpadać w letarg. O ile z doła można w coś wpaść.
Co się naszukałam tej płyty… Oficjalnie regał jest objęty klątwą która u każdego ruszającego moje płyty wywołuje kurzajki, ale i tak w tajemniczy sposób CD przemieszczają się po domu. A Junior robi niewinną minę i pyta: „ale sukas laoce?”

***
Wszystkich zaniepokojonych moim poniedziałkowym urlopem informuję, że źle znoszę rocznice, na przykład rocznice śmierci Mamy, a takowa się w poniedziałek zdarzyła. I mam w nosie że profesjonalny psycholog z Krk powie że to żal patologiczny. Cała wszak jestem patologiczna, rozbita, i w ogóle. Moje dzieci jako jednocześnie z rodziny wielodzietnej oraz rozbitej są patologicznie podwójnie, a nawet potrójnie, bo co to za patologia jak matka nie chleje, nie ma fioletowego oka, a dzieci noszą do szkółki drugie śniadanko? I czyja to wina? Moja! Od jutra (nie, od poniedziałku), rzucam robotę, zaczynam chlać, wyprowadzam się na działki (a może ktoś ma przyczepę kempingową), leję dzieci żeby siniaków nabyły, przyswajam słownik, kurwa, przekleństw (czuję, ja pierdolę, że jestem tu niedouczona…. w zasadzie już wyczerpałam repertuar). Może ktoś wtedy uwierzy, że jest mi, kurwa, kurewsko ciężko. Bo z wierzchu jestem lukrowana, samochód (służbowy), szpilki (sprzed trzech lat), wrodzony optymizm (ale wszystkie wady da się leczyć, Amerykanie dadzą radę) oraz wredne, złośliwe wobec rzeczywistości, założenie, że muszę sobie poradzić z całym kramem. Z wierzchu jest OK., nie widać ze nie daję rady. Wkurwia mnie to. A jak zamiast próbować utrzymać swoje życie w kupie siądę i będę publicznie wyć, rozmazując tani, grudkowany tusz po twarzy, albo zacznę chlać, to ktoś się zlituje, może nawet MOPS rzuci sto pięćdziesiąt złotych, a dentystka nie będzie się dziwić, że leczymy się na NFZ, bo skoro nie mamy dziurawych butów to przecież należy bulić trzy stówy za plombę.
Będę kląć, bo muszę ćwiczyć. Będę pluć, bo rozjeżdża się znowu organizacja życia – dwudniowa delegacja, dzieci, szkoła, odbieranie, nocleg… Znów stoję pod ścianą. I kolczyki mnie się przekrzywiają od walenia głową w mur.
***
Okruszyna słucha Chopina (nie mogłam napisać Szopena, bo się nie rymuje). A mnie spadła z regału inna płyta

aczkolwiek Chopina tez się da tańczyć, i jeśli kto nie zna, niech koniecznie obejrzy jednoaktówkę Sylfidy (nie mylić z baletem do muzyki Schneitzhöffera który był do nabycia w kioskach). Jeden z moich ukochanych baletów, i nawet nie z muzyka rosyjskich Mistrzów! (za to układ Fokina, orkiestracja Strawińskiego). Poezja.  
***
Jesienią Jesienin sam się narzuca. Będę do niego wracać. On bardziej niż nawet Puszkin śpiewany do muzyki Czajkowskiego wywołuje u mnie żal, że się nie nauczyłam rosyjskiego.

***
W sprawie optymizmu, który mi wczoraj zalecano a propos Murzyna i sztucznego biustu – nie mam wyjścia, jak tylko wciąż widzieć pełne pół szklanki. Ale ile lat można? W pewnym momencie to nie optymizm, tylko schizofrenia, którą zarażam się od zaprzeczonej rzeczywistości. Optymizm jest męczący, gdy za długo trwa bez reakcji ze strony losu.        
***
I znów cover. Ale czy coś innego mi zostaje?

***
Nie rozumiem, dlaczego Ron od Tuby nie rozumie ciążenia muzyków rockowych (konkretnie na przykładzie Comy, której nie jestem o.f., Pępkowaty jest) ku muzyce tzw. klasycznej, w przypadku Comy - symfonicznej. Dla mnie to proste jak drut. Jeśli ktoś ma talent, na poważnie chce zająć się muzyką (literaturą, tańcem, sportem, nevermind) musi wcześniej czy później zająć się korzeniami - więc albo zerka na folklor, albo na bluesa, albo na The Doors, zależnie od tego jak jest młody i co dla niego oznacza klasykę i korzenie (dla Latorośli klasyka to Armia sprzed 20 lat...). Stąd w ogóle mnie nie dziwi Sting, Mekong Delta czy Emerson&Lake&Palmer, albo kariera YoYoMy i Bobby'ego McF. Jakby nie pielęgnowali korzeni, nie czerpali z nich, nie coverowali, przemknęli by przez historię jak listek na wietrze, oderwani od pnia - takich sezonowych idoli jest na pęczki. Może mały panelik?      

2 komentarze:

  1. nie słyszałam Tuby, bo radiowo ostatnio dwójka, a dziś w teatrze z przedszkolakami, ale wydaje mi się, że byłoby grzechem pewnych tematów nie powtarzać i nie przetwarzać. Weźmy Możdżera, jak przerobił Chopina na swoje. Słuchałam i słuchałam parę lat temu i z tego słuchania posłodziłam kotlety z karkówki.

    A propos pozorów: system ma swoją wytrzymałość, jak wszystko w fizyce. Nie mam co równać do Ciebie w dziedzinie podnoszenia ciężarów, ale jakbyś chciała chlać, to możemy razem pod Mostem Grunwaldzkim. Znaczy pewnie o chlaniu byśmy tylko pogadały, a potem grzecznie wróciły do swoich ról:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za gotowość :-] Obawiam się że w moim stanie ze dwa McDreamy musiałyby być. Ale one z kolei nie w klimacie Mostu. Wina z siarą nie lubię. Mam problem z chlaniem ;-)

    OdpowiedzUsuń

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.