Muszę szybko coś napisać, zanim Okruszyna z Blondie mnie napomną, że się netowo opierniczam.
Ale nie ma tak, że nie piszę bo się nie dzieje nic - wręcz przeciwnie. Jak się śpi w porywach od 4 do 6 godzin na dobę to się nie kradnie czasu na bloga.
Z wieści: w sukience na wesele odkryłam dziś rozlazłe nitki przy lamówce. Powiedzmy, wyraźny zaczątek dziury. Mogę kląć? Co tu robić?!
Dołączyliśmy, w osobie Królewny, do pielgrzymów NFZetowych. Taniej i zdrowiej byłoby iść piechotą do Santiago, niż korzystać z tzw. służby zdrowia. Gest korp w postaci abonamentu dla dzieci na medycynę luksusową (zamiast podwyżki według mnie, wedle korp to jest właśnie podwyżka) przyszedł nie w porę, bo już pół ścieżki wydeptane, a poza tym luksusowa medycyna akurat nie świadczy takich różnych fanaberycznych badań, niektórych w czasie snu. Się wysoki połysk w recepcji zdziwił, że w ogóle pytam.
No ale jest muzyka. Może nie do końca znam francuski, ale ile trzeba zrozumiałam.
Koncertowy angielski zadał mi kilka zagadek, ale generalnie mam komfort w uszach i w tej części duszy do której na zasadzie puzzla się muzyka doczepia.
Inne rejony jakby troszkę wygniecione i wystrzępione...
Ha, czyżbyście też mieli przyjemność z EEG?
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wiemy, czy przyjemność... ale m.in. eeg
OdpowiedzUsuń