poniedziałek, 4 października 2010

Tango triste


Nietzsche powiedział, że czasem dochodzimy do momentu, w którym robi się tak ciężko, że można uczynić tylko jedno z dwojga - śmiać się albo oszaleć. Trzecią możliwością jest taniec.
Zdanie powyższe bezczelnie pożyczyłam bez pytania. I nie oddam.
Bo właśnie jest tak ciężko. A nawet bardziej, taniec nie przystoi.
Nikt przecież nie cofnie czasu. To wzięłam urlop, nie odbieram telefonu -  Blondie, wczoraj o 21 to ja byłam w chlorowanej wodzie, a telefon znalazłam dopiero rano.
Pięć lat temu to wtorek był. 
Wzięłam urlop na płakanie, bo tak.
***
Tak ciężko, że można uczynić tylko jedno z dwojga - śmiać się albo oszaleć
Mur. Ściana. Bez okienka, bez pomysłu w którą stronę, którą nogą. Bez nadziei, jakkolwiek obrazoburczo to brzmi.
Nikt wszak nie kupi mojego mieszkania wraz z zawartością żywą i nieżywą, tylko po to, żebym przez jakiś czas mogła zasypiać i budzić się bez bólu żołądka z powodu myśli o kredycie i o banku, który wyciągnie łapy - jak nie dziś, to jutro.
***
Więc będzie o pierdołach.  
Z balu wróciłam głęboko zniesmaczona. Dygresja. Znam jedną prawdziwą księżniczkę. Taką z rodziny białej, co uciekła przed czerwonymi, i w Polsce przetrwała. Kobietę, co żadnej pracy się nie boi, ale zawsze ma klasę. O książęcym rodowodzie, bo nie ma nazwiska Romanowa, dowiedziałam się po latach i przypadkiem, od jej męża obecnego.
Znam też principessę, co wpada na bal spóźniona, z pretensją że część oficjalna nie zaczekała, marudzi że mięso nie w kolorze, a zupa za ciepła, krytykuje wino, narzeka na ustawienie stolika i zaczyna rozmowę o nieprzyzwoitościach. Potem robi krytykancki przegląd strojów i toalet w okolicy. Po 30 minutach pół stolika jest zmęczona i czmycha, świadoma że zaraz podlega krytyce, drugie pół kombinuje jak zrobić to samo i pluje sobie w brodę że trzymało jej miejsce.
Część oficjalna rozkłada mnie na łopatki. Główny akcjonariusz, ten z różnych list najPolaków, wychodzi na środek w obrzydliwie wiszącym na ramionach, dwurzędowym garniturze w kolorze burym, z reklamówką. Tak. Z foliową torbą. Nie od Gabbany, tylko z sieciowego megastore’u. I wręcza prezesowi okolicznościowy medal, głośno oświadczając, że nabył go za 29,99 zł. Dobra, medal z ceną można podciągnąć pod fun, ale reklamówkę?!
Część artystyczna balu udającego Moulin Rouge składa się z pokazu tańca a la Avatar, ni przypiął ni przyłatał, oraz z tańca z krzesłem, niby erotycznego, wykonanego przez panią z oponką i wałeczkami, ale za to bez biustu. Wredna jestem? Nie, obiektywna. Może taniec miał być w porze obliczonej na bycie w stanie wskazującym i niezauważającym. Po wątłych oklaskach i pytaniu rozentuzjazmowanego konferansjera „Bis?” rozległo się gromkie „Nie”. Co świadczy że nie tylko ja byłam zdegustowana.
Poszłam więc sobie, nie gubiąc czerwonego pantofla na szpilce, gdyż sprytny plan spalił na wejściu, z braku obiektu. Jedyne co, żeby mieć jakiś fun, wyszłam z bodypaintem, który też był ni przypiął, ani Moulin, ani Avatar. Ale co mi tam.   

***
Po powrocie dałam popis znajomości chemii, tak kontynuując poprzednie przygody.
Pralka się zepsuła i na wyświetlaczu dała Ha-dwadzieścia. Dżissss, całą instrukcję przeczytałam, po polsku, angielsku i po węgiersku – nic. W necie – nic. Po godzinie upiornej wizji prania na tarze, chcąc obmyć zroszone potem (z wysiłku intelektualnego) czoło, odkryłam, że to Ha-dwa-O, a nie H20. Pralka mówiła, że znów wody nie było.
Koniec pierdół.
***
Popłakałam nad przeszłością, teraz pora na opłakanie braku przyszłości. 

3 komentarze:

  1. No tak, wygląda to na bardzo korporacyjny bal. Ręce załamuję, bo moje spa jeszcze przede mną i nie ma stamtąd ucieczki, chyba że przez lasy na azymut. Ale kto wie, czy nie zaryzykuję.
    wieczorny.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  2. A nie możesz się zamknąć w jakiejś spa-kapsule na dwa dni i udawać że się zatrzasnęła? Same korzyści: kapsuła wyprasuje zagniecenia czy jakieś tam czary-mary zrobi, a obecność odhaczą bez strat moralnych z Twojej strony. Jak nie to do torebki trapery i już! Trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  3. I zostanę tam błąkając się po lasach, bo ja się wszędzie gubię, nawet z gpsem.
    wieczorny

    OdpowiedzUsuń

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.