Otóż.
Jako że nabyłam drogą poprzez fejsa kolejną osobę (po Starszej Siostrze oraz - pośrednio - Panu Brzytwie) co to się z nią w pół słowa, i ta sama długość fali, i wiecie, ten feeeeeling, co się nie zawsze po skończeniu liceum łatwo załapuje (w każdym razie nie bez tequili czy innych wspomagaczy...) , no, wiecie.... Więc gdyż ponieważ, to otóż niniejszym zarządzam, że od teraz na tym blogu złego na fejsa słowa powiedzieć nie dam. Kropka. Ja tu rządzę.
A żeby nie było zbyt krótko, to przytoczę coś, co umierając ze śmiechu relacjonowałam telefonicznie Studentce (tak, złośliwie tego używam. Jak się kto nie broni, to student), a tu ciągle mi umykało. Rzecz z radyjka wiadomego, sprzed paru tygodni:
Stelmi opowiada, opowiada, opowiada o ulubionych efektach producenckich. Na tapecie Daniel L.
Wchodzi Panna Nietoperz: A Twoim producentem jestem JA.
Stelmi: Taaak, jesteś moim Lanois...
PN: Ale ty nie jesteś taki znowu young*...
Stelmi ugotował się z kretesem. Pomylił Neila Younga z Milesem Davisem (sic!!!) zapowiadając koniec audycji. Kocham Panią Nietoperz, jednak. Ugotowany Stelmi - bezcenne.
* Neil Young jest najnowszą "produkcją" nadwornego wytwórcy U2.
AMJ z czapy, po prostu w chorobie doszłam już do tej półki w płytotece.
Alan i wspólnicy - z okazji poniedziałku, dla tych, co nie chorują ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz