piątek, 27 sierpnia 2010

Faza delta

Blondie lubi te piosnkę, a koncert na OFFie, jakkolwiek spędzony przeze mnie w pałatce, był przedni. Kiedy jednak usłyszałam jak Królewna mówi do Juniora „Umielaj stąd, to moje biulko” schowałam gdzieś płytę – aż za dobrze. Stąd chwilowo tytuł bez ilustracji poza YT.
Gdy nie mam REMu strzelam z CKMu. Spać się nie da, pełnia mnie kiedyś wykończy. Nawet jak leje i jest burza, cholerny księżyc się nade mną znęca. Nie pomaga liczenie baranów (złośliwe przybierają korporacyjne buźki), wyjadanie czekolady z lodówki o 3 nad ranem ani oglądanie starych filmów.  W czasie dwu bezsennych nocy w tym tygodniu zaliczyłam „Gone with the wind” (śmiejcie się, nevermind), „For whom the bell tolls” (hiszpańska Cyganka grana przez Amerykankę o greckim nazwisku – bezcenne), kilka odcinków Shoguna (Latorośl przeżywa dziką fascynację samurajami i zanudza mnie niuansami feudalnej hierarchi, mówiąc do mnie przy okazji „mama-san”), a z nieco nowszych „Four Weddings and a Funeral” (w celu sprawdzenia czy skojarzenia są żywe…) i z racji - skojarzenia - z boską Kristin S. Thomas – „The horse Whisperer”. Ten ostatni film zaczęłam kiedyś oglądać z dziećmi w tle, pałętającymi się przed snem, i oni tylko potwierdzili pewną znaną prawdę. Pierwsze sceny wzięli za film z YT o tym, jak ciocia Blondie śpi. I choćby się moja siostra odcinała od tego, nie chce być inaczej. Na pociechę dodam, Sister, że w quizie „znajdź 3 różnice” prawidłowa odpowiedź to a. Blondie ma ładniejsze zęby b. S. J. ma większy tyłek c. S.J. jest z Ameryki.
Tydzień po urlopie nadal nie pozbyłam się jednostki chorobowej opisywanej jako pourlopowa depresja (amerykańscy naukowcy nie podają, czy jest genetyczna jak otyłość, lenistwo czy głupota…). Nadal uwielbiam swoją robotę, ale korporacja doprowadza mnie na dno otchłani rozpaczy ("Ania z Zielonego" też była w repertuarze…). Do kompletu mam jeszcze w menu walenie głową w mur w sprawie Szacownej Instytucji (niebudżetowej), która od przyjęcia ode mnie teczki pół roku temu i zażądania wpłaty cztery miesiące temu, ma wakacje i pewnie mieć będzie jeszcze jakiś czas. Nierychliwa, mam nadzieję że sprawiedliwa przynajmniej.
Gdybym miała lepiankę z kawałkiem trawy, usiadłabym na przyzbie w taka bezsenną noc i liczyłabym na to, że jednak lepiej będzie, choć się na to nie zanosi na obecny rzut oka, nawet dalekosiężnego. Phi.

Lepianki się pewnie dorobię, gdyż nasze wspaniałe państwo, jak już upora się z obrońcami i pomnikiem, zajmie się podnoszeniem podatków dla naszego dobra. Najpierw podniesie podatek za książki, by obywatele zaczęli czytać mniej i zajęli się jakimiś pożytecznymi rzeczami, najlepiej grą w piłkę nożną na orlikach, żeby nie było wtopy na eurodwadzieściadwanaście, skoro pieniądze z moich podatków i tak na to poszły. Wiadomo, Okruszyna odejmie sobie od ust, zakasze rękawy i pieniądze na rehabilitacje syna zdobędzie choćby miała je wydrzeć spod ziemi własnymi pazurami. A o biedny, zaniedbany i niedofinansowany sport (pomniki, rezydencje, meble w hotelu poselskim – niepotrzebne skreślić) nikt tak nie zadba, jak opiekuńcze państwo. Przymierających głodem, żyjących wzniosłymi olimpijskimi ideami działaczy, herosów, przedstawicieli ludu itd trzeba utrzymać. I zrobię to ja, bo jestem niereformowalna i jednak kiedyś jakąś książkę nabędę. Będę miała czym zatkać dziury w oknach lepianki na starość, która czyha na mnie tuż za rogiem. Jak bowiem wiadomo, jako kobieta mam przywilej, zupełnie zgodny w swej logice z konstytucją, dostać maleńką emeryturę i to o pięć lat wcześniej niż później (czyli przez krótszy czas będzie mnie państwo wyręczać w odkładaniu, bo sama bym na to nie wpadła w życiu, dobrze że mamy ustrój paternalistyczny). Wcześniejsza emerytura jest wynagrodzeniem za trud wychowania dzieci – przekonuje mnie w radio facet. A że umrę później, to właśnie stać mnie będzie na lepiankę – krócej odkładane, na więcej podzielone, same zyski i przywileje. I po co więcej przedszkoli, skoro zawsze będą emerytki które nie zwiążą końca z końcem i zajmą się opieką nad cudzymi dziećmi. Będzie można im zabrać emeryturę z zusu, bo zarobią na tej opiece kokosy, które jeszcze będzie można opodatkować na następny sarkofag z białego marmuru dla kogoś, kto się zasłużył umacnianiu wolności i demokracji.  Że rodzice zdesperowani zapłacili już raz od tej kasy podatek – szczegół…Jako kobieta mam równe prawa, a skazywanie mnie w świetle konstytucji na nędzę ich nie narusza, bo w końcu ekstra mądre instytucje oenzetu (tfu) oraz mumii (apage) nie są zgodne, czy prawa socjalne są prawami człowieka (…….autocenzura). Dobrze że jest odwrócona hipoteka, a ja mam odrobinę anarchistycznego (antyaparatopaństwowego) rozsądku.
Jestem niewyspana, rozgoryczona, mieszają mi się dum i tak, a przed warsztatami chciałam rozgryźć ten kawałek:

czy to rytm bedeli, saidi czy inny jakiś. Niegdysiejszy domniemany kontakt słonia z moimi uszami jednak ma skutki.... Dobrze chociaż, że kończą się wakacje i życie wróci do swojego rytmu, niekoniecznie z rozłożonym symetrycznie akcentem.    
Pocieszam się bałkanizmami, przywiezionymi z wakacji przez pannę magister.

Idę odespać.

1 komentarz:

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.