poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Lucid


Jakby się komuś nudziło, to może przyjąć, że mam dziś imieniny, i może wybrać się do mnie w ciągu najbliższych siedmiu dni (potem też, ale urlop się skończy) na kawę czy mate czy jakiś inny susz do zalania. Z dowodu osobistego (tego odzyskanego) wcale to nie wynika, ale wszak człowiek ma jeszcze trzecie imię, z wyboru. Na skutek powyjazdowego zmęczenia i lenistwa nie sprawdziłam czy Kościół zmienił dziewicy męczennicy na filozofki fenomenolożki, ale i tak patronką moją jest.
Otóż, wróciliśmy.
Dzieciaki w okolicznościowych koszulkach. (Ja we wdzianku made by Blondie z nieco aluzyjnym hasłem „Cure my heart doctor House”). Juniorowi najmniejszy dostępny rozmiar sięga kolan, ale - jak to on – ubraniowe konwenanse ma gdzieś. I bimba sobie na uwagi typu „wyglądasz jak w sukience”. Był zresztą, nie tylko z powodu sukienki, maskotką festiwalową i gwiazdą pola namiotowego, a z racji naklejki z maminym numerem telefonu na plecach - ulubieńcem ochrony. Czteroletnia krytyka muzyczna z uwagami typu „ale to nie było plawdziwe LaoCe bo nie zaglali Uhuhaha” lub „cicho, słucham bo pan gla na tląbie jak dziadek Piotlusia” też przejdzie pewnie do historii. Mnie najbardziej spodobało się „pani ma ładną gitale i buzie tes” rzucone niedbale w stronę zespołu, dzięki czemu udało nam się wydębić pierwszą ich, historyczną płytę, której nigdzie dostać się nie da.

Z innych zdobyczy (już bez poparcia nieletnich) przywiozłam prawdziwą, okrągłą, legalną Joker’s Daughter. Nie obyło się bez negocjacji, bo obie strony wiedziały, że deliberują nad czymś w rodzaju białego kruka – i jedna strona pragnęła płyty, a druga zarobku. Finał jednak był w stylu happy endu i nie mogę obiecać, że nie będę P.T. męczyć utworami z tejże płyty.


Poza wymienionym LaoChe (jak zawsze rewelacja) wspomnę jeszcze o Tides From Nebula, Pink Freud,


Indigo Tree i Pustkach. Apteka (Junior na moich plecach wrzeszczał punkowo „Menda” jakby normalnie w latach osiemdziesiatych się wychował) oraz VooVoo ze Sno-powiązałką czy Kryzys to czysty klasik, więc napiszę tylko, że jeszcze nie ochłonęłam i pewnie nawiązania się będą pojawiać. Blondie jak się znów skomputeryzuje, zapewne uraczy recenzjami Mew i The Flaming Lips.
A teraz pranie…..

2 komentarze:

  1. Och, dziękujemy. Zu przywiozła z OFFa garść naklejek od zespołu LTBD i myka teraz z nalepionym na wysokości biustu in spe napisem "Let the boy decide". Pouczona, co to znaczy, wzruszyła ramionami, więc jam jako dyżurna quasifeministka, mam tzw. zooonka. Ponadto ma córka "pobiera lekcje" jazdy na kucyku i wszystko w Jej świecie się kręci wokół tego półgodzinnego wydarzenia. Emocjonalnie szantażuje mnie żeby zmienić jej imię na Agatka. Dokonała także kopernikańskiego przewrotu - z różowego na niebieski, co nastręcza nieco perturbacji przy kompletowaniu ekwipunku szkolnego. Generalnie w normie ;-) Pozdrawiamy gorąco Skakankę i Grzybka :-)

    OdpowiedzUsuń

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.