o ile los jest kobietą. Ja się uśmiecham, los niekoniecznie.
Do tego zaokiennie paskudnie, nic tylko uciec uchem gdzies gdzie chodzą sobie dziewczyny z Ipanemy, gdzie słońce i ciepło, i bębny (i przystojni drummerzy...)
Czarna Wisienka - osoba w wieku pobalzakowskim, z ponadstatystycznym wykonaniem planu rozrodczego. Płci kobiecej. Gendera nieznanego. Biblijna feministka. Naiwna idealistka, usiłująca wyżyć z pasji. Siostra Brownie (ex-blondie-studentki, której pisać się nie chce). Kiedyś tęskniąca za nudną i klasyczną miłością. Dziś bezczelnie szczęśliwa. Zamierza umrzeć w Bieszczadach. Ale nie z nudów.
I znacznie bardziej podoba mi się Girl from Ipanema w wykonaniu męskim niż Astrud Gilberto, na marginesie.
OdpowiedzUsuńZobacz, Alu, dziś wyszło dla Ciebie słońce.
Ach, bo Astrud też kobieta - a jakoś o dziewczynach lepiej wychodzi facetom :-) Wersje ze zmiana płci wychodzą jakoś kulawe... Poza tym w tej piosence, jak widac po ilości wykonań, jest olbrzymi, olbrzmi wprost potencjał, a Astrud - z całym szacunkiem - zrobiła z niej przeboik, szlagierek, wpadajacy w ucho. I dobrze. Taki haczyk muzyczny, na który, mam nadzieję, łapią się ludzie i otwieraja dzieki temu uszy szerzej i szerzej.
OdpowiedzUsuńTak! Słońce się uśmiechało, z czego pewnie wyjdzie cały post.