- Ave pasztet - powiedział sentencjonalnie Latorośl po dogłębnej analizie zawartości lodówki - Lepiej mieć pasję niż chleb z szynką, idę czytać Flannagana (kimkolwiek jest Flannagan....).
- Synu - ja na to - ale są ludzie, dla których właśnie szynka jest pasją, popatrz na Nigellę, ona gotuje z takim talentem i przyjemnością, to jest sens jej życia...
- Weź się, to wariatka jest. Wiem, mamo, że ją lubisz, ale wiesz...Po szynce robi się kupę, a jak się czyta książkę, to ona zostaje.
Jak zobaczycie latające nad domami krwawe strzępy, to Cherry rozpękła się była z dumy na kawałki...
Latorośl symulując dla zachowania jakich-takich pozorów chorobę górnych dróg oddechowych obija się czwarty dzień, a ja muszę iść na wywiadówkę. Mój życiowy entuzjazm zatem wagaruje dziś razem z dzieckiem, połykając bez żucia trzeci tom Flannagana (kimkolwiek jest).
Starsza Siostra po wyprowadzce ze strychu ma zimny kaloryfer, kominek pożerający surowce naturalne i depresyjne przesilenie wiosenne. Akcja reanimacja wieczorem. Wspierać moralnie się uprasza.
Naszło mnie ostatnio, że Led Zeppelin w pierwszym odruchu zawsze kojarzy mię się z bliskością i intymnością międzyludzką (nie mam na myśli seksu), z zaproszeniem kogoś do swojego stołu, nakarmieniem oliwkami, i posadzeniem pod kaloryferem....pewnie z domu rodzinnego to ciągnę. Led Zepps jako podstawa poczucia bezpieczeństwa, można by machnąć doktoracik.
Dziewczynka gra...