piątek, 23 grudnia 2011

...was better in the 80's


Tak, powtarzam się rok w rok.
W przeciwieństwie do Okruszyny w ramach buntu odwołałam Święta, drogą smsową. Bunt po pierwsze z powodu nie-wyjazdu do Krk, który miał wszak być zwieńczeniem i kwintesencją. Po drugie, bunt z powodu tego, że ludzie, na których zależy mi najbardziej i najmocniej, i którzy najbliżej są, tak serce przy sercu, z powodów zależności tradycyjno-folklorystyczno-rodzinnych rozjeżdżają się w trzy strony, czy może i w więcej... Czy właśnie zostają w swoich stronach, geograficznie dalekich... Jedynie Krk w 3 osobach ważnych jedzie w moim kierunku, co czyni Święta prawie prawie aktualnymi.
*
Ciechowski - pamiętam płacz. To dziesięć lat, jak wyłam. A zaraz potem niewybrzmiany szloch przeszedł w rozpacz, w tragedię, w dziurę w duszy trwającą do dziś. Tata.





*
To dziwne w Święta. Kiedy jest się dorosłym, uwikłanym w różne układy i zależności rodzinne, towarzyskie i inne, najbardziej boli to rozdarcie, kiedy nie da się być z tymi, z którymi się chce - bo jest jeszcze babcia, dziadek, rodzina, dzieci, patchworkowe kombinacje, nie można ich ranić, rozdzierać, rywalizować. A w zastępcze Christmas party nie wierzę. Lata temu robiliśmy namiastkę w gronie osób o zbliżonej częstotliwości fali mózgowej, ale to było dawno. Chyba mi się nadajnik i odbiornik rozstroiły. Albo zgorzkniałam, bo nie mam Mamy ani Taty. Ani innego pokolenia starszego na tyle bliskiego, żeby Święta oznaczały to, co dla innych. Ale lubię je.
Nie gram, nie rozmawiam small-talkiem z ciotką Różą i nie udaję przed kuzynką Eryką że jest OK, nie lawiruję żeby nie martwić Babci - bo jej nie mam.
Święta prawie idealne wyglądają tak:

prawie, bo na obrazku z netu nie ma Brownie, maratonu filmowego w pyjama day, i telefonu ("Jezu, mamo, ty się naprawdę zakochałaś...to jak wisisz na skajpie w kuchni to się połącz z tą drugą siecią, darmowa jest, mówię ci"). Wiszę, bo telekonferencja daje posmak pracy razem, bycia obok, uczestniczenia w codzienności. I Święta mi tę codzienność kradzioną, pożyczaną - właśnie zabierają.

*
Między marynowaniem kaczki i sernikiem, i prasowaniem (jak prasować bez House MD?!), czytam.
Czytam własne myśli, ukradzione mi z głowy i wydrukowane.
A poza tym, odkrywam Łysiaka. Tak, proszę, śmiejcie się - ale czytam go po raz pierwszy. I za nic w świecie nie rozumiem, czemu dopiero teraz.
*
Zima jest. Nie potrzeba śniegu, do ważności zimy wystarczą łyżwy. Żrę więc kolagen, żeby przekonać swoje stawy, że tak. I dlatego, że po lekcjach baletu odkrywam mięśnie, o których nie wiedziałam, że mam (a wydawało mi się że po shimmy przeponowym nic mnie w moim ciele nie zdziwi - a tu grand plie). Żeby tylko w takich drobiazgach jak kolagen miał Pan rację, proszę Pana.... Lewituję, odkrywając, że tak, widzi Pan prawdę. Tam, gdzie ja nie chcę albo udaję że nie widzę. Dziękuję Panu, choć troszkę jeszcze się boję, czasem.

*
Zima nieważna także bez pewnych dźwięków, i jeśli Wam się wydawało że w tym roku zapomniałam, i że odpuszczę, macie rację : wydawało Wam się.




*
W domu inwazja aniołków. Z powodu odwołanych Świąt wyciągamy choinkę i sezonowe dekoracje. Szklanemu aniołowi - temu z trzech, który niesie serce - odpada aureola. Patrzę na niego i przychodzi mi do głowy Ktoś, kto w anioły nie wierzy. Jest Kimś nieidealnym, nie ma aureoli, jest zwykły, nieidealny, normalny - i tak wyjątkowy w moim życiu... Właśnie tak: z sercem. Czerwony sznureczek, przewleczony przez byłą już aureolkę podwiązuję byłemu aniołowi pod łokciami, ostrożnie, żeby nie uszkodzić. I czuwa teraz nade mną. W tłumie aniołów domowych gdzieś jeszcze przemyka pod ścianami ten od lęku, ale nieśmiało.  Anioł-nieanioł bez aureoli, ale ze skrzydłami, uczy mnie latać. W poniedziałek mi się udało, lewitowałam aż do dziś.
*
A teraz, drodzy Czytelnicy, zeszpecę posta mnóstwem cytatów z Raduńskiej, bo wracam do niej, do nowej książki, po 7 czy 10 latach, nie pomnę, i jest tak samo jak z poprzednimi książkami-felietonami: łyżką z głowy mi te myśli pokradła. I też ma zwyczaj cytować innych, więc będą cytaty w cytatach

Powodzenia u mężczyzn nie miałam nigdy. Szczęścia w miłości tez bardzo niewiele. Uczucie, które najczęściej przeżywam, to tęsknota. Jestem szczęśliwym człowiekiem.

Miłość jest potrzebna mojemu sercu, choćby była wzgardzona. Trzeba tańczyć bolesne tanga, płakać, pisać szerokimi literami.

Przeczytałam wczoraj u Levina, że mamy zwyczaj uczucia tłumić bądź wyrażać, a rzadko je po prostu przeżywamy.

Maxence Fermine w książce "Płatek śniegu": To były straszne czasy. Rozkosze wojny. Możesz jedynie zginąć albo powrócić jako zabójca*

"We wszystkich wojnach wróg jest malowany jako potwór. Gdyby można było przyznać, że po drugiej stronie też są mili ludzie, to nie będzie się chciało do nich strzelać". Tadeusz Różewicz*

"Dziura w moim sercu ma twój kształt i nikt inny do niej nie pasuje". Jeanette Winterson

Wyobrażam sobie, że Bóg ma temperament Greka Zorby.

Święta kaleczą mi serce. Nie dzieje się nic złego. Przeciwnie. A smutek (u mnie: tęsknota! - przyp. SC) głębszy i bardziej rozdzierający niż w powszedni dzień.

Jak to możliwe, że stałam się dorosła?! 

Koniec, bo zacytuję całość... Czytam ją powoli, przegryzając połykanym Łysiakiem i podręcznikami. Po kilku zdaniach gapię się w okno lub sufit, by poczuć do trzewi, przeżyć to , jak bardzo czuję tak samo.
Jestem podobna do niej, ta ja na E: energetyczna, empatyczna, egzaltowana, ekspresyjna, ekstrawertyczna.

*
Umarło dziecko. Serce mi pękło.
Gdzieś czytałam że złamane serce to bzdura. W relacjach damsko-męskich: zgoda. Nie ma złamanych serc, są zawiedzione egoizmy i zawiedzione - bo nierealistyczne - oczekiwania. Ale kiedy śmierć wyciąga łapy po dziecko, drugie w tym miesiącu w kręgu znanych mi z imienia, serce mi pęka. Łamie się, rozpada na milion okruchów. Nie mogę, nie zgadzam się. A nie mam pieca kaflowego, i wino nie pomoże.
Ubolewam. Nie wyrażam, nie tłumię. Przeżywam. 

* oglądam do prasowania, jednak, Over there. Nie wiem, dlaczego, bo to nie mój kosmos, ale jednak oglądam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komunikat radiowy

Linki tytułów, paginy i marginesów w większości odnoszą się do YT. O ile jednak nie jest to belly lub nie jest to zaznaczone, walory wizualne nie mają żadnego znaczenia. Muzyka jest do słuchania, a oczy rozpraszają uszy :-) Wklejane pliki mp3 znalazły się w sieci metodą prasowania mojej własnej płytoteki. Miłego słuchania.

Bygones