"Idź i pobaw się słowami" mówi mi Siostra starsza. Ale to zabawa, czy grzebanie gwoździem w ranie?
Założyłyśmy się o rioję, a nie horchatę. Ale co tam.
In December drinking horchata
(...) but winter's cold is too much to handle
(...) years go by and hearts start to harden.
Dobra. Czy serce twardnieje, o to zakład. Jakby.
Doba dzieli się na rozłączne kawałki.
Na zdania i równoważniki zdań.
To, co zrównoważenia wymaga jest niewysławialne, a szkoda, bo tak jak z Lękiem - Stróżem, gdyby dało się nazwać, może łatwiej byłoby poukładać na właściwych półkach w pudełkach.
Walka z rzeczami trwa. Etap ubrań: idealny minimalizm: jedna kurtka, jeden płaszcz na zimę, jeden na wiosnę - jesień. A katana Taty? To dwie kurtki! I już tonę w oceanie damskiej konfekcji, od lat nie używanej, sentymentalnej. I już-już ideały minimalizmu mają zamiar blednąć.
Dobrze, że są Bieszczady i Ktoś, kto tam konfekcję zawozi, do tych wiosek kończących widzialny świat.
A ja tracę na wadze. Mentalnie. I o tu, w szafie.
Wracając. "Słyszałam to już raz w tym roku" mówi Starsza. "Nudy" mówi Brownie.
Ok, prawda. Ale tamto było troszkę. Troszkę tak, troszkę nie.
Teraz jest bardziej? Że nie "troszkę" czy nie że "tak-nie"? Że inaczej?
Pochlebiając sobie, mądrzej. Choć to głupie wszak. Dojrzalej. Jeśli się da, w tym klinicznym przypadku. Z dystansem i szeroko otwartym okiem. Jeśli się da.
Przyparta niemal do muru, przyznaję się, bo widzę że Łosiasta powie to za mnie, między kanapką z camembertem, liżącym mnie psem wielkości konia (litości... gdyby tylko był kotem), a kolejną kawą latte. Zeznaję z rezygnacją niemal, w poczuciu porażki prawie, bo ile razy można, dlaczego, ja, kobieta silna i niezależna, i co to do przodu bardziej i bardziej, i wtf, don't need anybody, male anybody I mean, OMG, zakochałam się. No dobra, przyznałam się sobie samej i Łosiastej.
I pamiętam jeszcze, wysoki o-sądzie, więcej, mocniej i bliżej, ale się nie upublicznię. Nie zeznam. Ochrona danych osobowych, jakby kto wnikał. Ochrona wrażliwości.
Nad wzajemnością badania trwają.
I nad perspektywą. Czy to na dwa tygodnie, czy na dzień dłużej.
When I was young, I'd listen to the radio.
A jak już byłam większą dziewczynka, to nawet nauczyłam się słuchać radia w komórce. Fragment audycji o potomkach Polaków w Brazylii*. Że padali jak muchy, a żony-wdowy i córki się utrzymać musiały. "Kobiety lekkich obyczajów nazywane były po prostu polacca, tak ich było dużo, tych polskich prostytutek." Że jakich?! Lekkich? Skąd biorą się w języku takie bezsensy? Trudno mi wyobrazić sobie dla kobiety cięższy kawałek chleba - zwłaszcza że to walka o chleb właśnie. W poniżeniu, walka z samą sobą, odciętą od własnego ciała, emocji, miłości, zdolności do bliskości i intymności. Do pokochania i bycia pokochaną. A ciało wtedy jest rzeczą tylko, narzędziem do pracy, we własnych rękach. Wiem, niektóre lubią. Ale w to nie wierzę, choć wiem. Ja też lubię seks. Ale czy można polubić dokonywanie się najświętszego aktu w taki sposób? Seks święty jest.
Już kiedyś było, że mi żal, że współczuję. Choć nie do końca, bo współ-czucie wymagałoby czucia, jak One, czyli nie-czucia, a jak tak nie umiem. Coraz bardziej nie umiem.
Czytając w wannie. (Pominę pamiętny incydent utopienia książki, na śmierć, który wywołał całą lawinę dywagacji nad wartością książek jako takich oraz książek jako nośników wartości. Że te drugie to e-booki mogą być. Tylko że e- nie pachną drukiem. A ja lubię ten zapach. Nie mniej, postawa właściciela śp. książki - bezcenna.)
Ad rem.
Będą cytaty i długie fragmenty, bo znów słowo drukowane, ten drukowany świat, sprzyja mi i jest do mnie skierowany.
"Poza chciwością i złością, niezbalansowane ego objawia się również zazdrością i zawiścią". (Harmonia, balans, równowaga - zatem nie jest mi tak bardzo daleko, jakby mogło wyglądać?! Czy to zarozumialstwo z mojej strony, czy samoświadomość?)
(O korporacji i końcu świata): "Nasz świat opanowuje etyka zysku, do złudzenia przypominająca etykę wojskową: cnotą jest słuchać rozkazów (...) łudząc się że nie ponosimy odpowiedzialności za nasze czyny. Zadośćuczynieniem będzie zwycięstwo. Tymczasem najczęstszym powodem bezsenności, napięcia, niechęci do siebie, oddalania się od ludzi, a także wielu chorób jest sprzeniewierzanie się własnemu sumieniu. Z tym zastrzeżeniem jednak, że będziemy mieć odwagę odwoływać się do sumienia własnego, a nie zbiorowego, wyuczonego czy narzuconego. (Tu skojarzenie niekorporacyjne... Ktoś, Kto ma wiedzieć, wie.) W dobie kryzysu musimy sami szukać drogi, skoro ścieżki najbardziej uczęszczane zaprowadziły nas na manowce. (....) Wiele mądrych praktyk, które od wieków służyły duchowemu rozwojowi, zostało skomercjalizowanych. Sprzedaje się je ludziom jako sposoby na odreagowanie frustracji i agresji, ucieczkę od siebie. Jednak gdy duchowość staje się towarem, to w tej samej chwili przestaje być duchowością (Phi, pozdrówcie ode mnie Coelho i Elisabeth Gilbert). Prawdziwa duchowość wyraża się we współodczuwaniu, w odpowiedzialności za wszystko i wszystkich. Nigdy w izolacji ani w patrzeniu na innych z pogardą i wyższością. (...) Trzeba będzie też zachować szacunek dla siebie i dla innych, nie uciekać od współodpowiedzialności i współodczuwania nawet z tymi, którzy myślą i czują inaczej. W tym trudnym zadaniu może nam pomóc zasada: myśl globalnie, działaj lokalnie, reaguj personalnie."**
Jak kto nie napisał (babskiego) listu do Mikołaja, polecam "Zupa musi być" Magdaleny Kołodkiewicz. Co prawda babeczka złapana przeze mnie na mało wyrafinowanym plagiacie*** ze "Smażonych zielonych", ale niech ma. Brzuch mnie bolał ze śmiechu i głodna byłam.
Koniec czytania.
Pisania też, bo późno i już nawet mi się powoli chce spać.
Zakład przegrałam.
Głupawka trzymała jeszcze trochę, ale i załamka, bo zamiast się zmartwić, to ja się ucieszyłam, że przedmiotopodmiot zakładu się rozwija. Incurable.
* 30 listopada 21.00 PR3
** "Zwierciadło" nr 12/2011 czytałam
*** bo wyrafinowane "Plagiaty" to Janerka Lech popełnił był.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz