Nie będzie o teleranku, że go nie było.
Zaraz się wytłumaczę ze znaku zapytania.
Tuba Ron zaprezentował dziś w ramach radiowej piosenki dnia (po współczesnemu polskiemu pałerpleja) pinku-pinku Coldplay. I sam przyznał, że to ładne. Właśnie, kurcze, ł a d n e. Muzyka nie jest po to, żeby była ładna. Przykro, ale dla mnie to pakuły, do zapychania dziur w eterze. Takie ładne to jednym uchem wpada, drugim wypada. Muzyka nie jest od tego, żeby była ładna. Ma mnie szarpać za duszę (o mało nie napisałam, że za trzewia. Ale nie, dziękuję.) Że dusza ma wiele strun, bardzo wiele, to właśnie dobrze, bo przecież nie da się ciągle przeżywać katharsis. Raz muzyka szarpie mocno, raz jedzie do zdarcia i do bólu, a raz pizzicato. Ale coś musi się zadziać we mnie.
A ładne nie ma takiej mocy sprawczej.Pewnie i takie muzyczne śmieci są potrzebne. Ale to, że ładne, nie zmienia faktu, że to pakuły. Ładne, ale śmieci.
Jak nie szarpie to niech przynajmniej zmusi do myślenia. Jak Martini. Nie żeby Pink było moim ulubionym kolorem, ale śledzę z uwagą. Wydali w tym roku płytę „Joy to the world”. Nie wywołała wstrząsu, ani zmieszania nawet. Ale stąd znak zapytania. I myślenie. I szukanie. Nie dlatego, że kolędy tytułowej brak w zestawie. Dlatego, że ogranicza się do radości, pomijając drobny fakt że the Lord is come! Let earth receive her King.
Przerażająca jest polityczna i multikulturowa poprawność, bo obecnie to po prostu wyrzekanie się korzeni, własnoręczne się-wykorzenianie (tu w warstwie video wyświetlanej na ścianie za moimi plecami mamy Natalie Portman sadząca maranthę po śmierci Leona. Sting może zostać ze swoim kształtem serca, nie dlatego że to ładne, ale że mądre.)
Divali i Chanuka w kalendarzu są zaznaczone z imienia, ale Zesłanie Ducha Św. to już tylko Bank Holiday. Podobnoż w Hameryce nie ma Christmas, są holiday, ewentualnie winter holiday. Zerkam w nowości muzyczne. O zgrozo. Nie ma carols, nie ma Christmas songs, white Christmas. Są winter collection, holiday albums, snow songs. We Francji też ponoć nie ma ferii bożonarodzeniowych, są zimowe. Chichot Dziadka Mroza zza grobu? Wracając do płyty, reklamowanej jako właśnie The new holiday album from Pink Martini in stores now! Joy To The World is a festive, nondenominational holiday album with music from around the globe - mówi strona w dziale dyskografia. Opis dobry, polecam. I tak sobie myślę, słuchając, że w sumie mam dwa wyjścia: słuchać i się oburzać na niuejdżowski eklektyzm, utratę tożsamości (cóż za hipokryzja z mojej strony, fanki anglosaskich kolęd!) oraz zeświecczenie (nie że świeczki! ale o candles zaraz zaśpiewa PM), albo, drugie wyjście, słuchać i pamiętać, że cała Ziemia ma przyjąć Króla, CAŁA. Katolicki znaczy powszechny, nawet jeśli w Chinach jest tylko Nowy Rok,
a za Biblię się dostaje kulkę w łeb. Postanawiam się trzymać drugiej opcji i może płyta mną nie wstrząsa, ale bardzo, bardzo czuję się blisko terroryzowanych przez władzę Chińczyków (nie polubiłam Komitetu Noblowskiego) i się zachwycam sefardyjską(?) pieśnią.
A dla Okruszyny specjalnie klasyczne wykonanie jeszcze bardziej klasycznego winter songa (też z moich number one'ów, z Małym Doboszem w pakiecie)
a za Biblię się dostaje kulkę w łeb. Postanawiam się trzymać drugiej opcji i może płyta mną nie wstrząsa, ale bardzo, bardzo czuję się blisko terroryzowanych przez władzę Chińczyków (nie polubiłam Komitetu Noblowskiego) i się zachwycam sefardyjską(?) pieśnią.
A dla Okruszyny specjalnie klasyczne wykonanie jeszcze bardziej klasycznego winter songa (też z moich number one'ów, z Małym Doboszem w pakiecie)
(szczerze mówiąc, "Peace Round"* Yellowjackets jest moją ukochaną płytą świąteczną, słuchałam jej nawet w sierpniu, i miałam cichą nadzieję, że O. przypadnie do gustu ich wersja...Nawet jeśli nie, i tak będę ich eksploatować)
*zawiera tytułowy staroangielski bożonarodzeniowy kanon, a wydana w 2003 r. była jeszcze sprzedawana jako a Christmas celebration...
Wow, wow, dziękuję:)))
OdpowiedzUsuńhej, Wijśnia! ;p
OdpowiedzUsuńprzyznaję, że świąteczne pieśni w wydaniu świeckim bądź nie po mnie dosyć spływają;
trzeba rzec głośno, że coldplay pozostawia nas cold, ALE! ale pierwsza płyta ich, "PARACHUTES" jest bardzo bardzo doskonała.
ja tam nie wiem, co do tej ładności, ale chyba masz racje. wszak "ładne" nie zawsze pokrywa się z "lubię" (nie tym fejcbukowym), a przecież to ogólnie wzięte "lubię" stanowi oka sita, przez które muza przelatuje do środka, nie? no.
Może ja dorosnę do spadochronów, a Ty wyrośniesz ze spływu świątecznych po kuperku ;-)
OdpowiedzUsuńOkruszyno, chyba nie wątpisz, że mogę jeszcze, i jeszcze i inne wersje, i jeszcze odjechane ;-)Aż do zamęczenia audytorium :-)