Podsłuchana gdzieś lewym uchem prognoza spowodowała, że cały plan na długi wee sprowadzał się do: zgnić w wilgoci, ale z książką. Zostało z tego: z książką. Średnio raz na pół roku zdarza mi się takie olśnienie literackie, że nawet w garze mieszam ze wzrokiem w tomie. Ostatnio tak miałam z Grzędowiczem, teraz jest Cherezińska. Nie żeby były to wiekopomne przełomy w historii literatury, ale bardzo miło wietrzą i mózg, i duszę. I widzę w nich siebie, i pociesza mnie to, że pewne problemy, emocje, pragnienia są wieczne, że kobieta, jej dusza, jest silna, zmienia się tylko świat na zewnątrz. I widzę wyraźnie, którą z wikińskich kobiet Cherezińskiej byłabym. I nabieram dystansu, i dobrze mi z głową w Trondelagu. Autorka zaliczyła jedną zaledwie wpadeczkę: żona wikinga rzecze do męża coś-tam-coś-tam z pietyzmem. Może jednak się nie znam i pieta jest słowem staronordyckim, i z chrześcijaństwem (któremu bohaterowie sagi przyglądają się nieufnie, jako być może groźnej nowince i ekstrawagancji) niewiele ma wspólnego. Zgrzytnęło mi jednak troszkę w zębach, razem ze źdźbłem trawy, którą wygniatałam swym ciałem czytając. Bo weekend nas zaskoczył pogodą, a my pogodę wielkim piknikiem w parku, który jest moim pierwszym wspomnieniem z Wro. Miałam wtedy cztery lata i bez pamięci zakochałam się w tym mieście. Wakacje spędziłam w domu przy tym parku właśnie.
A teraz leżenie na trawie, poza czasem, z dobrą rozrywką, z dziećmi na wyciągnięcie ręki, zgiełk miasta nie dociera, ptaki śpiewają głośno. Jedna z tych chwil, kiedy mam pełną świadomość, że to jest właśnie to, że niczego mi nie trzeba. Niczego.
Komputer śpi trzy dni. Odtwarzacz drzemie, nie ma takiej muzyki, która by mogła konkurować z trawą i parkowymi ptakami. Słuchamy leniwie Nutiniego, a jak się znudził – Niny.
Zanosimy na modlitwę o uzdrowienie jelita Latorośli, a Junior przynosi z modlitwy płytę. Próbuje nas terroryzować „muzycką z kościołu”,
Zanosimy na modlitwę o uzdrowienie jelita Latorośli, a Junior przynosi z modlitwy płytę. Próbuje nas terroryzować „muzycką z kościołu”,
ale L. wyciąga coś takiego:
Muzycznie zalatuje mi disnejowskim filmem dla młodzieży, ale głos ma dziewczynka niezły.
Nie umiem wrócić głową do świata, który od jutra znów zacznie się kręcić, i nie będzie pachniał trawą. Help.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz