Gdzieś tam wspomniałam że mam przed sobą mordercze dwa tygodnie. Praca, koniec roku, zebrania, akademie, komitety, pierdoły, a wieczorami rauty, bankiety i na koniec bal, na który mam się w co ubrać i nie mam jak się wykpić. Biorę mimochodem udział w wyścigu do księgi rekordów, kategoria: krótkość spania. W zeszłym tygodniu osiągnęła wynik napoleoński, 4 godziny na dobę, ale gratis dołączony był rekord w zaspaniu do pracy – 1,5 h następnej doby. Skutkiem ubocznym było takie zmęczenie, że po raz pierwszy od matury nie poszłam na spotkanie klasowe, zresztą Junior coś katarzy na zielono, to chyba miałam wymówkę. Zamiast tego wypiłam w przelocie w poniedziałek czwartkową latte z Ł (na zapas na co najmniej półtora miesiąca), ekscytując się brzmieniem fraz „dwadzieścia lat temu”, „piętnaście lat temu”, oraz przeżywając dreszczyk emocji na myśl, że za jakieś 4 lata moje dziecię stanie w progu, popatrzy na mnie z góry i oświadczy „jadę na wakacje, wracam między 1 a 30 sierpnia”. Żmija wypytała mnie, pod pretekstem przeglądu zasobów namiotowych, kiedy ja zrobiłam to (no, może bez patrzenia z góry) po raz pierwszy z sukcesem, no i wychodzi, że za cztery lata nie mogę oświadczyć, że nie jedzie…
Jestem w wieku kiedy wakacje to kłopot – kadry się stukają w głowę, bo przechowalnia przychówku zażądała zaświadczenia kiedy mam urlop, wciąż o 75 % krótszy niż wakacje przechowalni. Cały ustalony porządek świata w postaci grafików ulega zawieszeniu, wszystko się rozjeżdża, kto o zdrowych zmysłach pójdzie na basen na 20.00, jeśli cały rok na 21.15 wpadał z wywalonym ozorem? Jak ja mam funkcjonować w takich wakacyjnych grafikach leniwych trenerów i instruktorów, z tymi od tańca na czele? Zajęcia na 18.00?! Rozpuknę się ze śmiechu. Ale cóż. Wakacje trzeba przetrwać. Jak szkołę. Dobrze chociaż, że przychówek ma treningi w godzinach niekolidujących. I będzie miał czas na marudzenie „mamo, ja chcę się nauczyć japońskiego”. Na razie zbywam go że najpierw angielski i francuski, ale cholerka, no… jak opanuje łacinę to co pocznę? Nauczyciel japońskiego poszukiwany, najlepiej żeby się zgodził za zupę.
Truskawki, a już i prawie cherry’eśnie osiągnęły pułap ceny która skłania do przejścia na monodietę. Truskawki na wszystkie posiłki, cherry’eśnie na przekąski między. Żyć, nie umierać.
Oświadczam zatem, że żyję, choć może jeszcze być nieczynne przez jakiś czas.
A, Blondie droga, Misie Grizzli przypadły dziatwie do uszek.
Mnie natomiast się rzuciła w uszy post-Meg, znaczy obecna małżonka Jacka W., ale nie mam czasu.
[blondi chokes i robi wielkie oczy] jaka małżonka!? masz na myśli work-wife, Allison Mosshart? chyba nie została jego wife-wife?
OdpowiedzUsuńwiesz, że słuchając tej płyty (Vecatimest) dokładnie tak myślałam: to by można dzieciom puszczać. w domyśle - Twoim. w przyszłości - moim. [blondi kontenta]
czy two weeks pisząc masz na myśli długość urlopu?
OdpowiedzUsuńKrótkość urlopu, długość morderczego braku czasu :-) (tym razem...) zamienię 3 kg niechcemisię (niechcemisia?) na 3 dodatkowe funty czasu na dobę.
OdpowiedzUsuńCo do żony - Karen Elson, podobnoż life-wife, tak mówi Minimax zastępczy. Podobnoż ex-modelka, ale tego w ogóle po niej nie słychać, i pewnie nie dlatego że Dżekuś jest genialnym także producerem. Wkleję jutro albo w następnej mniej zajętej minucie.
o kurczę. i to od 2005. powinnam uważniej śledzić life od idoli, co nie? ale gafa.
OdpowiedzUsuńYyyy tam. JA tez właśnie się dowiedziałam np że Miszczu jest młodszy od mnie o 3 miesiące. TAaak. Cały talent z mojego rocznika zgarnął, jak bum cyk. A na pewno moją pulę. Wiki nie tivi, wiki nie kłamie :-D. I że miał babcię w Krk też wiem od wczoraj dopiero. To czego on kurcze koncertuje ciągle w Gdyni, co?
OdpowiedzUsuń