czyli fields of joy.
Wszyscy się mnie czepiają, od Doroty Miśkiewicz po Stevena Wilsona.
Mimo jedzenia antybiotyku spędziłam dwa sielskie dni na ceramicznym basenie (nazwa nadana przez Królewnę, która nie mogła zapamiętać słówka Glinianki), przypieczętowane jeszcze późnowieczorną godziną na chlorowanym krytym – musiałam sobie odbić i pomoczyć się bez dzieciaków.
Królewna ma dziś rocznicę chrztu. A mnie się czepiła piosneczka sprzed dwu dekad
Jutro poniedziałek, i już priori nic mi się nie chce, zwłaszcza że od wtorku począwszy czeka mnie w ciągu dwu tygodni 5 biznes lunchów, obiadów, kolacji, 1 konferencja i 1 bal. Wszystko w korpososie. Upraszam nie zazdrościć, tylko współubolewać. Wykpić się nie da. Będę dzielna, słowo. Znajdę sobie, jak radziła stuknięta psycholożka równie stukniętej Ally McBeal, piosenkę przewodnią.
Można zgłaszać własne sugestie. Aha, chyba powinnam narobić szumu pod tytułem ”nie mam się w co ubrać?” Jak myślicie? Chyba wypada, tylko że komu ja mam tak zrzędzić? Tygryskowi? Poza tym szafy nie świecą pustkami. Więc nie zachowam się jak wypada. Mam to w nosie.
Miałam coś tam napisać o politykach i zasadach, ale nie chce mi się i chyba szkoda klawiszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz