Mam kaprys mieć doła. I wara!
Mam kaprys marudzić, bo tak!
Mam kaprys przeżywać stan "nic nie wiem, nic nie umiem, nikt mnie nie potrzebuje".
Mam kaprys kląć jak szewc, pardon, hydraulik, nad spłuczką. Sławojki chcę!
Mam kaprys nie odbierać telefonów wyglądających na windykację.
Mam kaprys bowiem nie płacić zusu i rat.
Mam kaprys wpadać w panikę!
Mam kaprys dobijać samą siebie przeglądaniem cen mieszkań do wynajęcia tam, gdzie może ktoś będzie miał kaprys mnie jednak kupić po miesiącach sprzedawania się pisemnego, wdzięczenia do zleceniodawców i różnych takich.
Mam kaprys niechcemisię Wam opowiadać o niesamowitym, o łaaaa, koncercie Jelonka (zajrzyjcie do netu!!!) wczoraj, dawno się tak nie bawiłam. Starość mi w oczy zajrzała, kiedy stałam i patrzyłam na Latorośl noszonego na rękach pogującego tłumu. I się zastanawiałam czy mnie wypada się dołączyć, czy nie będzie dla dziecka obciachu. Ostatnie pogo zaliczyłam ze dwa lata temu z Pępkowatym, włóczyliśmy się potem i przedtem po miasteczku studenckim w innej prowincji kraju. A wczoraj okołopogowe smsy skończyły się - ta-dam! - dołączeniem rzeczonego P. do wiadomego portalu. Zawsze miło mieć kontakt i podgląd "na bieżąco" a nie kosztem snu, o północy...albo z okazji kanonicznych świąt.
Mam kaprys, o czym wszak wiadomo, kochać tego faceta od lat dwudziestu z wzajemnością platoniczną bratersko-siostrzaną.
O cholera jasna, a jak okaże się że inne kaprysy są tak samo długotrwałe?! O ja cierpię dolę! Marną!
Ło matko, jak ja nie znoszę kapryśnych bab!!!.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz