nie wiem, czy można znaleźć tam szczęście.
Ale pracę - być może.
Po bolesnym oswojeniu komunikacji miejskiej (przez ostatnie kilkanaście lat bywałam tam albo samochodem, albo w towarzystwie obeznanych z systemem ludzi) przekonałam się na własnej skórze, że nie wystarczy być najlepszym kandydatem. Kandydatką. Najlepszą, lepszą od najlepszych i zajebistą kosmicznie. Nie. To jest dokładnie jak w reportażach. Czyli zdaje się, że się zdarza innym. Bo co ja jestem? Mały robaczek, o wątłym branżowo nazwisku. Nikomu nie zagrażam, jam robak wegetariański. Ale to nic nie znaczy. Jak robaczek wlazł między niewłaściwe trybiki, to się z niego zrobił dżem. Wiśniowy.
Pojawił się we mnie cień podejrzenia że nawet jeśli nie da się lubić, to może da się nie-nie lubić.
Jestem naprawdę na to gotowa. Na zmianę, odklejenie, na to, żeby Szef wysłuchał jęków Juniora o auto na wakacje w Bieszczadach. Nie jestem gotowa na czekanie, na "będzie". Najwyższy czas na "jest", tu i teraz.
I jeśli kto się modli, proszę o modlitwę.
Jeśli kto czaruje, niech rzuci urok.
Jeśli kto zabobonny, niech pluje i kciuki trzyma.
Jeśli kto mnie kocha, niech... Wiem, są granice brawury w niedowierzaniu w Miłość.
*
Mam fadofazę na najnowszą Marizę, i tłumaczę sama sobie że fado jest piękne bardziej niż smutne. I ja też. Uwierzcie mi na słowo, wciąż we mnie więcej nadziei niż bez-nadziei, jakkolwiek to wygląda via telefony, skajpy i inne takie.
Huśta mną nadal helter-skelter, ale na spokojnej ulicy. To znów burza na oceanie: na powierzchni. Wewnątrz mnie jest pestka. Świat sobie na niej złamie zęby.
póki żyjemy
i mam Cię obok
złączyć się
jednym przyjemnym deszczem, pochodzić razem nocą po mieście
zimnym
zachłysnąć się majem, siedzieć i patrzeć na nasze tramwaje
wypić z
worka oranżadę i wyprowadzić się na stałe
siedzę na
ławce patrzę na słońce
chyba już
dzisiaj nigdzie nie zdążę
chyba już
nigdy nie będzie lepiej
nie będzie
dobrze wiec się nie spieszę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz